Nie minęły cztery miesiące od wawelskiej koronacji Henryka, kiedy ten otrzymał wiadomość, iż drugi z jego starszych braci po ciężkiej chorobie wyzionął ducha. Nad Sekwaną, w przeciwieństwie do Polski, monarchia była dziedziczna; umarł król Karol IX, niech żyje król Henryk III ! Katarzyna Medycejska wzywała zatem swego ulubionego syna w liście, aby czym prędzej wrócił do Francji i objął tron po zmarłym bracie. Sęk w tym, że wyjazd króla polskiego poza granice kraju wymagał zgody sejmu. Henryk nie zamierzał jednak czekać, aż sejm się łaskawie zbierze i taką zgodę uchwali. Pod osłoną nocy z 18 na 19 czerwca 1574 r. wymknął się więc przez zamkowe zaplecze z Wawelu i w towarzystwie zaledwie kilku najbardziej zaufanych minionków uciekł ze swego własnego królestwa. Kiedy po kilku godzinach polscy dworzanie zorientowali się, że król dał dyla, w pościg za nim ruszył podkomorzy Jan Tęczyński (stryj wojewody Jana Baptysty Tęczyńskiego, o którym wspomniałem w [[Włoszka z włoszczyzną w posagu|poprzednim wpisie]] i któremu podkomorzy był w jego duńskiej niewoli towarzyszył). Zapewne w celu utwierdzenia Francuza, iż Polska jest równoprawnym członkiem cywilizacji zachodniej, a nie jakimś dzikim azjatyckim stepem, wziął ze sobą niewielki oddział jazdy tatarskiej. Dogonił króla w okolicach Pszczyny, tuż za granicą z będącym częścią Cesarstwa Królestwem Czeskim. Minionki gotowały się już do walki w obronie króla, toteż odetchnęły z ulgą, kiedy Tęczyński oznajmił, iż zamierza tylko słownie nakłonić swego monarchę do powrotu. Bezskutecznie zresztą. Podkomorzy musiał zadowolić się kilkoma drogimi prezentami oraz obietnicą Henryka, że jeszcze kiedyś do Polski powróci.
== Z widelcem Łyżka za cholewą, a widelec w tobołku ? ==
Henryk wyjeżdżał z Krakowa w pośpiechu, zabierając ze sobą tylko niewielki bagaż podręczny z najcenniejszymi swoimi rzeczami. Czy to możliwe, że zdążył spakować także jakiś ukradziony z wawelskiego kredensu widelec, aby go później pokazać swym francuskim dworzanom jako zupełnie nowy wynalazek, który od teraz sami mieli zacząć stosować?
Na czym właściwie polegała ta innowacja? Widelec -- jako przyrząd kuchenny! -- znany był w Europie już na długo przed Henrykiem Walezym, z tym że był to przyrząd kuchenny -- znacznie większy niż dzisiejszy widelec stołowy, miał od dzisiejszego widelca stołowego i wyposażony zazwyczaj w dwa, a nie cztery zęby, i służył głównie . Służył kucharzowi do wyławiania wielkich kawałów mięsiwa z kotła albo zdejmowania ich z rożna, a następnie krajczemu do przytrzymywania ich podczas krojenia na mniejsze porcje. Zgodnie ze średniowiecznymi zasadami etykiety stołowejW przeciwieństwie do kucharza, pokrojone już przez krajczego kęsy krajczy pracował na oczach biesiadników, toteż krojenie mięsa, pływające przeważnie miewało charakter widowiska; modne było krojenie w jakimś rzadkim sosietaki sposób, biesiadnicy wyjmowali ze wspólnej misy nożem, łyżką, kawałkiem chleba lub po prostu palcami. Ówcześni specjaliści od ''savoir-vivre''’u napominali dworzanże kawał mięsa nabijano na widelec, aby myli ręce przed i po jedzeniu oraz by nie pchali się z łapami do wspólnej misy przed innymi, żeby wybrać co smakowitsze kęski. Wyjęte z misy kawałki jedzenia każdy nakładał sobie unoszono go na swój własny nadobogon, czyli talerz chlebowy, sztorc i obkrawano w razie potrzeby kroił na mniejsze kęski swoim własnym nożem (takpowietrzu, trzeba było przyjść pozwalając poszczególnym porcjom opaść do stołu z własnym sztućcem)stojącej na stole misy.
Zgodnie ze średniowiecznymi zasadami etykiety stołowej, pokrojone już przez krajczego kęsy, pływające przeważnie w jakimś rzadkim sosie, biesiadnicy wyjmowali ze wspólnej misy nożem, łyżką, kawałkiem chleba lub po prostu palcami. Ówcześni specjaliści od ''savoir-vivre''’u napominali w związku z tym dworzan, aby zawsze myli ręce przed i po jedzeniu oraz by nigdy nie pchali się z łapami do wspólnej misy przed innymi, żeby wybrać co smakowitsze kęski. Wyjęte z misy kawałki jedzenia każdy nakładał sobie na swój własny nadobogon, czyli talerz chlebowy, i w razie potrzeby kroił na mniejsze kęski swoim własnym nożem. Tak, trzeba było przyjść do stołu z własnymi sztućcami! Lecz o ile za paskiem od spodni, czy za cholewą buta, noszono noże i ewentualnie łyżki, to nikt nie chodził na obiad z widelcem. Używanie tego narzędzia kuchennego, jakim był widelec, przy stole byłoby dla ludzi w tamtych czasach równie dziwne, jak dla nas spożywanie zupy chochlą. Nie mówiąc już o kierowaniu tak niebezpiecznego przyrządu w kierunku własnej twarzy! Opór przed wprowadzeniem widelca stołowego był długi i silny; lekarze uważali widelec go za zagrożenie dla zdrowia, a księża -- za niemoralny zbytek.
...Hermafrodyci
Tadeusz Przypkowski, znany nam już jako twórca [[Gastronomiczny Order Pomiana#Założyciel orderu: Ostatni Sarmata w Polsce Ludowej|Orderu Pomiana]], twierdził, że Henryk właśnie w Polsce po raz pierwszy zetknął się z takim wynalazkiem jak widelec stołowy.