| Przy Rynku znajduje się też historyczna restauracja Wierzynek, najlepsze miejsce , by rozkoszować się dworską obsługą na europejskim poziomie i przysmakami zgodnymi z polską tradycją. Historia tej restauracji, podobno jednej z najdłużej działających w Europie, sięga 1364 r., kiedy to karczmarz Mikołaj Wierzynek wydał ucztę na złotych i srebrnych talerzach dla gości króla Kazimierza Wielkiego, w tym dla świętego cesarza rzymskiego Karola IV. Od tego czasu restauracja Wierzynek gościła każdą głowę państwa, która złożyła wizytę [w Krakowie]. Pięciuset lat historii można doświadczyć w eleganckiej kawiarni na parterze lub w wytwornym salonie na piętrze, gdzie sezonową dziczyznę, górskiego pstrąga i podlane sosem grzybowym delicje podaje się pośród ozdobnych pamiątek sławetnej przeszłości tego lokalu.
| źródło = {{Cyt
| nazwisko = Schultz
{{Cytat
| Trzeźwa krytyka historyczna nie bardzo wierzy Długoszowi, który nieraz wiąże ze sobą fakty odrębne, szuka między nimi związku, choć go nie było, wreszcie upiększa i ozdabia opowiadanie nie tylko stylistycznymi dodatkami. Tak i ten piękny obraz walki o sławę siostry i zaślubin wnuki królewskiej nie ostał się przed skalpelem krytyki. Drobne początkowo wątpliwości doprowadziły do tego, iż prawie na szczątki rozbito gmach sklejony sztucznie przez Długosza.
| źródło = S. Kutrzeba, ''Krakowski zjazd monarchów , czyli uczta u Wierzynka,'', s. 53 }}
[[File:Busta Alzbeta Pomoranska.jpg|thumb|170px|Biust cesarzowej Elżbiety Pomorzanki w katedrze pw. św. Wita w Pradze, (ok. 1380)]]
Wreszcie we wrześniu 1364 r. do Krakowa przyjechał znowu cesarz Karol oraz król Ludwik, żeby zgodnie z wynikiem arbitrażu pojednać się i przysiądz sobie przyjaźń. Ten zjazd – już czysto polityczny, a nie rodzinny, więc już pewnie bez kobiet – był największym pod względem liczby koronowanych głów. Ponadto znów był tam Bolko jako jeden z sędziów, być może również książęta austriaccy jako pozostałe strony sporu, inni wspomniani już książęta oraz – dość przypadkowo – król cypryjski Piotr Luzynian.
Przy tym nieco egzotycznym władcy chilę chwilę się zatrzymamy, bo to ciekawa historia. Królestwo Cypru powstało po tym, jak krzyżowcy pod wodzą króla Ryszarda Lwie Serce zdobyli tę chrześcijańską wprawdzie, ale strategicznie położoną, wyspę. Panowali tam katoliccy królowie z wywodzącej się z Francji dynastii Luzynianów. Wojowali przeważnie z równie katolicką Genuą, ale ze względów propagandowych głosili potrzebę walki z Arabami i Turkami. I tak, w 1362 r., król Piotr wyruszył w ''tournée'' po Europie, aby zebrać chętnych i środki finansowe na kolejną krucjatę przeciwko niewiernym. Przejechał przez Włochy, Francję, dzisiejszą Belgię, Anglię i Niemcy. Zebrał sporo kasy, ale po drodze go okradli, więc musiał zacząć zbiórkę od początku. Wreszcie dotarł do Pragi, na dwór cesarza Karola, który zaproponował mu, że zabierze go na wielki zjazd monarchów do Krakowa, dokąd właśnie się wybiera, i tam będzie mógł propagować swoją krucjatę. Po latach owe peregrynacje króla Piotra, jak i samą krucjatę przeciwko Egiptowi, opisał de Machault w ''Zdobyciu Aleksandrii''.
[[File:Mikołaj Wierzynek młodszy.jpg|thumb|upright|Mikołaj Wierzynek młodszy według anonimowego grafika (1831)]]
Co do samego Wierzynka, to Długosz niestety nie podaje jego imienia, a tylko nazwisko. W istocie żyła przez wieki w Krakowie taka rodzina kupiecka, jedna z zamożniejszych i bardziej wpływowych w mieście. Jej protoplastą był Mikołaj Wierzynek, który na początku XIV w. przyimigrował do Krakowa z Nadrenii. No i oczywiście nie nazywał się Mikołaj Wierzynek, tylko Nikolaus Wirsing; jego potomkowie spolszczyli to nazwisko dopiero dwa wieki później. W Krakowie był radnym, później służył jako wójt Wieliczki, a wreszcie został mianowany stolnikiem sandomierskim – co nie znaczy, że nakrywał do królewskiego stołu, kiedy król bawił w Sandomierzu. Ten urząd był już wtedy czysto tytularny, a co więcej, zarezerwowany dla szlachty. W jaki sposób kupiec z Nadrenii stał się polskim szlachicemszlachcicem? Tego nie wiadomo, ale możliwości były w zasadzie trzy: nadanie szlachectwa, indygenat (czyli uznanie szlachectwa cudzoziemskiego) oraz oszustwo. W każdym razie był to człowiek majętny, wysoko postawiony i cieszący się sporym zaufaniem ze strony króla – a więc idealny kandydat na organizatora wielkiej uczty, która miała olśnić cesarza i innych monarchów europejskich, rozsławiając tym samym królestwo Kazimierza Wielkiego, które właśnie debiutowało jako poważny gracz na arenie międzynarodowej.
Jest tylko jeden szkopuł: stolnik sandomierski Nikolaus Wirsing zmarł w 1360 r., czyli 3–4 lata przed ucztą. Zatem to nie on był autorem bankietu; musiał to być ktoś z jego krewnych. Rodzina starego Wirsinga szybko się w Krakowie rozrosła; spośród licznych Wirsingów obecnych w mieście w 1364 r. historycy wytypowali Nikolausa Wirsinga młodszego, który był wówczas radnym, ale poza tym – w przeciwieństwie do swego starszego imiennika – niczym specjalnym się nie wyróżnił. Stąd konkluzja, że ów Wirsing wystawił słynny bankiet, może i we własnym domu, ale w imieniu i na koszt miasta – jako jego urzędowy reprezentant.<ref>S. Kutrzeba, ''op. cit.''</ref>
}}</ref>
Kazimierz Książek miał niestety pecha, bo w Polsce zaczęła właśnie się umacniać władza ludowa. Między 1948 a 1951 r. (różne źródła różnie podają) restaurację znacjonalizowano i przekształcono w Państwowe Przedsiębiorstwo Turystyczno-Gastronomiczne Wierzynek. Wydawało by Wydawałoby się, że zamożny uszlachcony patrycjusz nie pasuje ideologicznie na patrona jadłodajni w państwie demokracji ludowej. W tym wypadku jednak (jak i wielu innych) nacjonalizm wziął górę nad socjalizmem. Dla Niemców okupujących Kraków podczas wojny Nikolaus Wirsing był wystarczająco niemiecki, by przemianować ulicę Senacką na Starym Mieście na Wirsingstraße.<ref>{{Cyt
| tytuł = Krakauer Zeitung
| rozdział = Neuregulung innerhalb des Wohn- und Geschäftsgebietes der deutschen Bevölkerung – Namen geschichtlicher Erinnerung
Ale już w latach 80. z wizytówki Peerelu stał się Wierzynek Peerelem w pigułce – za dawno nie odświeżaną nieodświeżaną fasadą szerzyły się kradzieże i przekręty, na które kierownictwo przymykało oko. W kolejnej dekadzie Polska przestała już być ludowa, ale Wierzynek pozostał w rękach państwowych, więc nic się nie zmieniło. Pracownicy sprzedawali poza ewidencją swój własny towar, kierownictwo niszczyło dokumentację, a prokuratura nie radziła sobie z wielowątkowym śledztwem. Ostatecznie w 2002 r. udało się skazać tylko dyrektora restauracji Stanisława K., który za niegospodarność (art. 296 kk) dostał dwa lata w zawieszeniu.<ref>{{Cyt
| tytuł = Wyborcza.pl
| nazwisko r = Sidorowicz
{{Cytat
| A jaka na tej uczcie panowała radość i wspaniałość, jaka dostojność i obfitość, nie da się opisać, chyba tylko tak, że wszystkim więcej dawano, niż sobie życzyli.
| źródło = Kronika katedralna krakowska (lata 1380.; błędnie zindentyfikowana zidentyfikowana jako kronika Janka z Czarnkowa), cyt. w: Grodecki, ''op. cit.''
| oryg = Huic convivio quanta laetitia, magnificentia, gloria et habundantia fuit, describit non potest, nisi quia dabatur omnibus plus quam volebant. Hi igitur reges et principes promittentes ac firmantes inter se mutuam amicitiam et a Kazimiro rege Poloniae donis regalibus multum pretiosis remunerati ad propria redierunt.
| źródło-oryg = {{Cyt
}} }}
Całkiem możliwe, że te podarki nie tyle wręczano, co ile pozwalano je sobie wziąć. Na zjeździe krakowskim mogło to być wyposażenie komnat sypialnych na Wawelu „przepysznie ozdobione purpurą i szkarłatem, złotem, perłami i klejnotami”<ref>Jan Długosz, ''op. cit.''</ref> oraz właśnie talerze i kielichy ze szlachetnych kruszców, które po skończonej uczcie goście po prostu zabierali ze sobą. Trochę to tak, jakby gość hotelowy ukradł z pokoju ręcznik, a kierownictwo hotelu postanowiło zrobić mu z tego ręcznika prezent, ale cóż – takie były dawniej zwyczaje. W takiej sytuacji nic dziwnego, że zarówno goście, jak i kronikarze, większą uwagę przykładali do naczyń, niż do potraw i trunków, które się w nich znajdowały. Tym bardziej, że na co dzień nawet przy królewskich stołach jadało się z talerzy wyciętych ze starego żytniego chleba, które później – nasiąknięte korzennymi sosami – zjadała służba.
Nieco więcej o jadłospisie krakowskiej uczty napisał w swoim poemacie de Machaut:
| tom = I
| strony = 100–111
}}</ref> W przypadku szczupaka na sposób polski pozostawało tylko zrobienie gąszczu, czyli gęstego sosu, z rozgotowanej, przetartej i doprawionej korzeniami cebuli.<ref>Magdalena Spychaj, ''op. cit.'', s. 600</ref> Krótko mówiąc, potrawy „po polsku” były najbardziej prymitywne, ograniczone do prostego obwarzenia i nie wymagające niewymagające wielkiego kunsztu kucharskiego. Co nie znaczy, że na uczcie u Wierzynka szczupak po polsku nie mógł się jednak pojawić. Może nie jako ''pièce de résistance'' krakowskich kucharzy, ale jako urozmaicenie dania. Dziś danie to jedna potrawa z ewentualną surówką i dodatkiem skrobiowym, ale danie w znaczeniu średniowiecznym to cały zestaw kontrastujących ze zobą sobą potraw podanych na raz na stół; jeśli na stół wnoszono ryby pieczone czy smażone, to naturalnym było dodanie do dania również ryby gotowanej.
Szczupak po polsku zrobił później karierę w całej Europie. Z czeskich książek kucharskich zawędrował do niemieckich, austriackich, francuskich, rosyjskich, no i polskich.<ref>{{Cyt