Co do samego Wierzynka, to Długosz niestety nie podaje jego imienia, a tylko nazwisko. W istocie żyła przez wieki w Krakowie taka rodzina kupiecka, jedna z zamożniejszych i bardziej wpływowych w mieście. Jej protoplastą był Mikołaj Wierzynek, który na początku XIV w. przyimigrował do Krakowa z Nadrenii. No i oczywiście nie nazywał się Mikołaj Wierzynek, tylko Nikolaus Wirsing; jego potomkowie spolszczyli to nazwisko dopiero dwa wieki później. W Krakowie był radnym, później służył jako wójt Wieliczki, a wreszcie został mianowany stolnikiem sandomierskim – co nie znaczy, że nakrywał do królewskiego stołu, kiedy król bawił w Sandomierzu. Ten urząd był już wtedy czysto tytularny, a co więcej, zarezerwowany dla szlachty. W jaki sposób kupiec z Nadrenii stał się polskim szlachcicem? Tego nie wiadomo, ale możliwości były w zasadzie trzy: nadanie szlachectwa, indygenat (czyli uznanie szlachectwa cudzoziemskiego) oraz oszustwo. W każdym razie był to człowiek majętny, wysoko postawiony i cieszący się sporym zaufaniem ze strony króla – a więc idealny kandydat na organizatora wielkiej uczty, która miała olśnić cesarza i innych monarchów europejskich, rozsławiając tym samym królestwo Kazimierza Wielkiego, które właśnie debiutowało jako poważny gracz na arenie międzynarodowej.
Jest tylko jeden szkopuł: stolnik sandomierski Nikolaus Wirsing zmarł w 1360 r., czyli 3–4 lata przed ucztą. Zatem to nie on był autorem bankietu; musiał to być ktoś z jego krewnych. Rodzina starego Wirsinga szybko się w Krakowie rozrosła; spośród licznych Wirsingów obecnych w mieście w 1364 r. historycy wytypowali jego syna, Nikolausa Wirsinga młodszego, który był wówczas radnym, ale poza tym – w przeciwieństwie do swego starszego imiennika ojca – niczym specjalnym się nie wyróżnił. Stąd konkluzja, że ów Wirsing wystawił słynny bankiet, może i we własnym domu, ale w imieniu i na koszt miasta – jako jego urzędowy reprezentant.<ref>S. Kutrzeba, ''op. cit.''</ref>
Przyjęło się, że Wirsing zorganizował ucztę opisaną przez Długosza przy okazji trzeciego z wymienionych wyżej zjazdów – tego z września 1364 r. To na tym zjeździe najwięcej było koronowanych głów i zapewne najsilniej działał on na wyobraźnię. Ale jeśli w źródłach przekazy o owym szczycie mieszają się z tymi o cesarskim ślubie z maja 1363 r., to równie dobrze można sobie wyobrazić, że uczta u Wirsinga była częścią wielodniowych uroczystości weselnych. Tym bardziej że Długosz porównuje przecież wartość prezentów dla króla Kazimierza do wysokości posagu panny młodej. Choć ostatecznie, jeśli Wirsing raz się sprawdził jako organizator bankietu, to dlaczego nie miałby powtórzyć udanej uczty weselnej przy okazji zjazdu politycznego półtora roku później? Może Wierzynkowych biesiad było więcej niż jedna?