}} }}
Ale w XX w. pewien mediewista o nazwisku Terence Scully dostrzeże ciekawą prawidłowość, a mianowicie, że potrawy przyrządzone według dawnych przepisów zgodnych z zasadami dietetyki humoralnej są zawsze smaczne. Jak to możliwe?
{{ Cytat
}}, tłum. własne }}
Ale jak to możliwe? Czy już w średniowieczu dietetycy i kucharze spiskowali, by dopasować porady zdrowotne do gustów swych pracodawców? Niewykluczone, choć można znaleźć i inne wytłumaczenia. Na przykład, że spośród wielkiej liczby kombinacji składników, które dietetycy uznali za dopuszczalne, kucharze metodą prób i błędów wybrali, te, które są smaczne, a te niejadalne popadły w zapomnienie. Możliwe też, że te połączenia smakują nam z tego prostego powodu, że przez stulecia dietetyki humoralnej zdążyliśmy się do nich przyzwyczaić. Do tej pory mięso jemy z musztardą, rybę skrapiamy cytryną, a ogórki solimy, nie myśląc wcale, że tego właśnie wymaga zasada równoważenia humorów.
Tak czy siak, przekonanie, iż medycyna humoralna to głównie sposób na wyciąganie kasy od bogatych pacjentów, jest w naszym XVII wieku coraz powszchniejszepowszechniejsze. Lekarze hołdujący rzekomo starożytnym autorytetom stali się przedmiotem drwin satyryków i komediantów, z Cervantesem, Shakespeare'em i Molière'em na czele. ''Chory z urojenia'' autorstwa tego ostatniego to chyba najlepszy przykład tego trendu.
[[File:Lekarz i pacjent.jpg|thumb|Lekarz kontra pacjent: wychudzony pacjent trzyma w ręce receptę na moczopędny napar z mniszka lekarskiego oraz na „szpiczasty bulion”, czyli lewatywę, patrząc równocześnie na lekarza, który obżera się za jego pieniądze i radzi: „rób tak, jak mówię, a nie tak, jak robię.”]]