Kawa czy herbata?
Wyobraźcie sobie, że odwiedzacie kogoś w domu. Gospodarz lub gospodyni proponuje Wam filiżankę bądź kubek jakiegoś gorącego bezalkoholowego napoju o właściwościach pobudzających. Jakiego napoju byście się spodziewali?
To pewnie zależy, w dużej mierze, od tego, w której części świata akurat byście się znajdowali. W większej części świata byłaby to zapewne kawa. Ale jest też wiele krajów, gdzie prędzej można by się spodziewać pytania „czy napijecie się herbaty?” Pięć lat temu The Economist opublikował świetną interaktywną mapę świata (na podstawie danych zebranych przez Euromonitor), na której doskonale widać ów podział na dwa rodzaje gorących napojów.
Większość mieszkańców obu Ameryk i znacznej części Europy należy do obozu kawowego. Najbardziej uzależnionym od kofeiny narodem okazuje się Gwatemala; aż 99,6% mieszkańców tego kraju woli kawę od herbaty. Dominikana, Brazylii i Ekwador są niedaleko w tyle.
Z drugiej strony, herbatę zdecydowanie preferują mieszkańcy większej części Azji, jak również Rosji, Wielkiej Brytanii oraz krajów, które niegdyś wchodziły w skład ich imperiów. Pierwsze miejsce na herbacianym końcu spektrum zajmuje Uzbekistan, 99,6% mieszkańców którego przedkłada herbatę nad kawę; na kolejnych miejscach są Kenia, Azerbejdżan i Chiny.
Jak widać na powyższym wykresie, jest też garstka krajów niezdecydowanych. Są to kraje, gdzie – zamiast zaoferować kawę albo herbatę – gospodarz prawdopodobnie da Wam wybór: kawa czy herbata? W Australii preferencje zdają się być najrówniej podzielone: 50,3% Australijczyków woli herbatę, a 49,7% – kawę. Spośród krajów europejskich najbliżej środka spektrum są Estonia i Polska. Pytanie „kawa czy herbata?” zadaje każdego ranka tylu Polaków, że nic dziwnego, iż wykorzystano je jako tytuł popularnego w latach ’90. programu telewizji śniadaniowej.
Dane Euromonitora nie obejmują, niestety, wielkich połaci Afryki. Poza tym obraz może być nieco zakłamany przez fakt, że w badaniu ujęto tylko dwa rodzaje gorących napojów. Tymczasem, na przykład na południu Ameryki Południowej, odpowiedź na pytanie „kawa czy herbata?” może brzmieć: „yerba mate”.
Spójrzmy za to na historię tych dwóch napojów. Jak to się stało, że mimo ogólnoświatowej polaryzacji w tej dziedzinie, mieszkańcy Polski i Australii dzielą się na zwolenników kawy bądź herbaty niemal 50/50? Czy sprawa przedstawiała się tak samo sto lat temu? Albo dwieście i więcej?
Pierwszy napój egotyczny
Kawa i herbata są dziś tak powszednie, że trudno nam wyobrazić sobie, że mogły być kiedyś uważane przez Europejczyków za produkty egzotyczne. Ale który z napojów egzotycznych pojawił się w Europie jako pierwszy? Kawa czy herbata? Odpowiedź, jak się okazuje, brzmi: ani jedna, ani druga. Pierwsze było kakao (i wyrabiana z niego czekolada). Pochodzące z tropikalnej Ameryki Środkowej kakao zostało sprowadzone do Europy przez Hiszpanów krótko po odkryciu Nowego Świata przez Kolumba. Tak jak większość nowych pokarmów, początkowo było uważane głównie za lekarstwo. Jeszcze w XIX w. można było je kupić w aptekach.
Jako napój spożywany dla przyjemności kakao zyskało akceptację Europejczyków w XVII w., zwłaszcza po tym, jak Antonio de León Pinelo stwierdził, po długich rozważaniach teologicznych, że spożywanie czekolady w poście nie jest grzechem. W Hiszpanii czekolada była na tyle tania, że stała się napojem masowym. Francuska hrabina zauważyła w 1670 r., że „brak czekolady jest w Hiszpanii uważany za oznakę tak wielkiego ubóstwa, o jakim u nas świadczy brak chleba.” W zachodniej Europie poza Hiszpanią czekolada pozostała jednak dobrem, na które stać było tylko arystokrację. Zresztą moda na czekoladę miała rychło zostać przyćmiona przez nowy napój egzotyczny.
Kawa
Pamiętacie śniadanie u sędziego Soplicy, o którym pisałem w jednym z poprzednich wpisów? Polewkę piwną i takie tam? No więc, polewkę piwną podano tam po kawie, którą, według Mickiewicza, przyrządzano w Polsce lepiej niż gdziekolwiek indziej na świecie. Co pokazuje głównie, że poeta miał skłonność od przesadzania.
Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju: |
— Adam Mickiewicz: Pan Tadeusz, czyli Ostatni zajazd na Litwie: Historia szlachecka z roku 1811 i 1812 we dwunastu księgach wierszem, Lwów: 1921 (pierwsze wydanie: 1834), księga II, wersy 500–507 |
Wygląda więc na to, że do czasów Mickiewicza kawa zdążyła się już w Polsce zadomowić. Zresztą, jak zapewne pamiętacie z mojego wpisu o bitwie pod Wiedniem, Polacy nauczyli się pić kawę już w XVII w. – od Turków, których wojska Sobieskiego tak spektakularnie pokonały. Tylko czy aby na pewno? W końcu, czy Polacy naśladowaliby tak chętnie zwyczaje swoich nieprzyjaciół? Zobaczmy, co o „kafie” napisał inny Jan Andrzej Morsztyn dwa wieki przed Mickiewiczem:
W Malcieśmy, pomnę, kosztowali kafy, |
— Jan Andrzej Morsztyn [autorstwo mylnie przypisane Zbigniewowi Morsztynowi]: Do Stanisława Morsztyna Rotmistrza JKMości, Poezye, Poznań: 1844, s. 31 |
Szok, co nie? W końcu i dziś wielu Polaków nienawidzi muzułmanów tak samo jak ich tępogłowi sarmaccy przodkowie w XVII w., ale nie przeszkadza im to obżerać się kebabami, prawda?
Kawę po raz pierwszy zasadzili – poza jej rodzinną Etiopią – Arabowie w pobliżu czerwonomorskiego portu Mokka w Jemenie. Stamtąd w ciągu XVI w. rozprzestrzeniła się po całej Turcji Osmańskiej. Na przełomie XVI/XVII w. kupcy śródziemnomorscy przywieźli ją do portów włoskich i francuskich... i od tego zaczął się w zachodniej Europie bum na kawę. Pierwsze kawiarnie otwarto w Londynie (w latach 1650.), w Amsterdamie (1633), w Paryżu (1689) i w Hamburgu (1690). Podawano w nich kawę, która wyrosła na plantacjach, które Europejczycy pozakładali w Ameryce, by sprostać rosnącemu popytowi. Jedna z takich kawiarni, należącej do Gottfrieda Zimmermana w Lipsku, przyciągała klientów występami muzycznymi, które komponował i którymi dyrygował niejaki Johann Sebastian Bach. Na potrzeby marketingowe kawiarni napisał m.in. świecką kantatę (do słów autorstwa Picandera) o młodej kobiecie uzależnionej od kawy (spojler: nie udało jej się rzucić nałogu, więc zakończenie można uznać za szczęśliwe).
Ach, jak słodka kawa w smaku | ||||
— Picander: Schweigt stille, plaudert nicht, tłum. własne
Tekst oryginalny:
|
Turków te wersy pewnie by zaskoczyły. Przecież kawa jest gorzka, a nie słodka! I rzeczywiście, dla Europejczyków była nawet za gorzka. Na tyle, że trzeba było ją obficie słodzić cukrem – pochodzącym, rzecz jasna, z plantacji, które Europejczycy pozakładali w Ameryce, by sprostać rosnącemu popytowi. Kariery kawy i cukru – dwóch mocno uzależniających substancji – szły ręka w rękę.
W 1736 r., w krótce po tym, jak napisał Kantatę o kawie, Bach został mianowany nadwornym muzykiem króla polskiego Augusta II. Do tego czasu kawa zdążyła już zyskać akceptację polskiej publiczności. Zwyczaj jej picia przyszedł do nas z zachodu, surowiec zaś sprowadzano z południa. W 1758 r. liczba kawiarni w Warszawie zbliżała się już do liczby lokali z wyszynkiem piwa. Niektórzy moraliści cieszyli się nawet z pojawienia się akceptowalnej alternatywy dla alkoholu.
Póki [...] nie była znajoma kawa, biała płeć dystyngwowana na ranny posiłek używała polewki robionej z piwa, wina, cukru, jajec, szafranu albo cynamonu. [...] Ale za to po poleweczce jejmoście domowe same i z goszczącemi na sekret przechodziły się często do apteczki i tam wódeczką mdlącą poleweczkę zakrapiając, często się gorzałką rozpajały i na rozmaite jędze, dziwaczki, chimeryczki, nareszcie na pijaczki ogniste wychodziły; których defektów rozumu, że kawa nie sprawuje, chwalić ją stąd należy i dzięki oddawać temu, kto ją pierwszy do naszego kraju sprowadził, albowiem ona nie tylko białą płeć, ale też i wielu mężczyzn od gorzałki, niszczącej zdrowie i rozum, zachowała. |
— Jędrzej Kitowicz: O trunkach, w: Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III, Poznań: 1840, s. 211–212 |
Podobne podejście do walki z alkoholizmem próbowano zastosować też pośród ludu pracującego peerelowskiej wsi, ale chłopów nie zawsze udawało się przekonać, że miejskie nowinki mogą być mniej szkodliwe dla zdrowia niż dobrze znajoma wódka.
Kawa bardzo [miejscowej ludności] przypadła do gustu. Niektórzy chłopi wypili po kilka litrów w ciągu całego wieczoru. Nie przypuszczali, że jest to płyn o mocy większej od alkoholu. Pogotowie z sąsiedniego miasta zabrało ośmiu mężczyzn w stanie ciężkiego poszkodowania serca na leczenie kliniczne. Reszta ludności, nauczona gwałtownym i smutnym doświadczeniem, wróciła do starych alkoholowych metod. |
— Stefan Otwinowski: Pamiątki i herezje, Kraków: 1968, s. 47; cyt. w: Kordian Tarasiewicz: Kawa i herbata na ziemiach polskich: Handel, konsumpcja, obyczaje, Warszawa: Szkoła Główna Handlowa, 2009, s. 158 |
Herbata
W większości języków świata herbatę nazywa się słowami należącymi do jednej z dwóch grup: jedne brzmią mniej więcej jak te, a inne – jak cza. Angielskie słowo tea jest przykładem słowa z tej pierwszej grupy, a rosyjski czaj – z drugiej. Jeśli prześledzić etymologie tych słów do ich pierwotnych źródeł, to okaże się, że słowa z obu grup pochodzą ostatecznie z różnych dialektów języka chińskiego. Według popularnego poglądu to, jakim słowem określa się herbatę w danym kraju, zależy od tego, czy ów produkt po raz pierwszy dotarł tam drogą morską czy lądową. Wyjaśnienie to jest nawet dość trafne, jeśli pominie się rozliczne wyjątki. Te pochodzi z dialektu amoy minnańskiej odmiany chińskiego, którą posługują się mieszkańcy miasta Xiamen nad Cieśniną Tajwańską. Kupcy holenderscy zapewne podchwycili tamtejszą nazwę herbaty i rozpowszechnili ją wraz z samym produktem w zachodniej Europie.
Natomiast formy cza używa się w północnych odmianach chińszczyzny. Stamtąd, w różnych momentach dziejowych, została zapożyczona przez języki japoński, koreański i perski. A że funkcjonuje ona również w odmianie kantońskiej, którą mówi się w porcie Makao odwiedzanym niegdyś przez kupców portugalskich, to portugalski jest dziś jedynym językiem zachodnioeuropejskim, gdzie na herbatę mówi się chá. Tymaczasem perskie słowo cza zamieniło się w czaj i w tej formie zostało zapożyczone przez rosyjski, a stamtąd dalej, przez wszystkie pozostałe języki słowiańskie. To znaczy, wszystkie oprócz polskiego. Nasze słowo „herbata” wzięło się z łacińskiego herba (zioło) + thea, a więc należy do grupy pierwszej (przez morze). Ale, żeby nie było zbyt prosto, to nasz „czajnik” pochodzi przecież z rosyjskiego. I – uwaga! – nie jest to to samo co „herbatnik”.
Jak można było zauważyć na mapie (kubku) z początku niniejszego wpisu, w Europie są tylko dwa regiony, w których herbata przeważa nad kawą: Wyspy Brytyjskie na zachodzie i dawne Cesarstwo Rosyjskie na wschodzie. Historia angielskiej tradycji herbacianej sięga czasów, kiedy herbatę sprowadzali z Azji niemal wyłącznie Holendrzy i Portugalczycy. Pierwsza partia tej używki dotarła do brzegów Anglii z 1657 r., ale na dobre zwyczaj picia herbaty zaczął się w Albionie wraz ze ślubem wychowanego w Holandii króla Karola II z portugalską królewną Katarzyną Bragancką w 1662 r. Królowa Katarzyna zwłaszcza była znana z organizowania proszonych podwieczorków – dawniej zwanych po polsku „fajfami” – na których podawano herbatę i ciastka, o godzinie (tak, zgadliście) piątej po południu.
Ale nalanie herbaty z małego imbryczka do jeszcze mniejszej filiżanki, dodanie odrobiny mleka i posłodzenie cukrem to tylko jeden z wielu sposobów podawania herbaty. Kiedy Amerykanie, na przykład, robią herbaciane przyjęcie, to po prostu wrzucają całą herbatę do oceanu. Brytyjczyków tak to kiedyś rozsierdziło (w 1773 r.), że aż wybuchła o to wojna, tym bardziej że Amerykanie nie dodali do tej herbaty ani kropelki mleka.
Rosjanie robią to jeszcze inaczej. Najpierw gotują wodę w wielkiej metalowej urnie zwanej samowarem. Potem przez kranik z boku nalewa się wrzątek do imbryka, w którym parzy się esencja po rosyjsku zwana zawarką. Następnie imbryk stawia się na samowarze, żeby esencja cały czas się podgrzewała i doparzała. A kiedy już jest odpowiednio mocna, to nalewa się odrobinę do szklanek (a nie filiżanek, jak to robią Anglicy) i uzupełnia wrzątkiem z samowaru. W ten sposób każdy może dostosować moc herbaty wedle własnego upodobania. Żeby nie sparzyć palców, szklanki umieszcza się w metalowych uchwytach (można je spotkać, choć teraz już rzadziej, także w Polsce), zwanych podstakannikami – czyli, dosłownie, „podszklannikami”. Typowy podstakannik zrobiony jest ze stopu niklu, ale dawniej bogaci Rosjanie mieli podstakanniki wykonane ze srebra – zanim, pewnie dość szybko, zorientowali się, że srebro jest bardzo dobrym przewodnikiem ciepła. Na koniec, herbatę z zawarki zaparzonej wodą z samowaru słodzi się jeszcze wareniem – czyli rosyjską konfiturą.
No to kawa czy herbata?
Jeśli przyjrzeliście się uważnie wykresowi u góry, to być może zauważyliście, że Turcja – kraj, od którego rzekomo cała Europa nauczyła się pić kawę – należy dziś do obozu nacji herbacianych. Jak to do tego doszło? Otóż – wydarzyła się I Wojna Światowa. Imperium Osmańskie utraciło wszystkie swoje posiadłości terytorialne na Bliskim Wschodzie, a wraz z nimi – obszary uprawy kawy. Pozbawieni łatwego dostępu do swego ulubionego napoju Turcy zwrócili oczy na północ, gdzie ich współwyznawcy w Azerbejdżańskiej SRR popijali herbatę, zgodnie ze zwyczajem przejętym od Rosjan. Herbatę dało się uprawiać nawet tak daleko na północy, jak w sąsiedniej Gruzińskiej SRR; a skoro dało się tam, to dlaczego nie na wzgórzach wzdłuż czarnomorskiego wybrzeża Turcji? Tak też pomyślał prezydent Mustafa Kemal Atatürk, ojciec Republiki Tureckiej. Turcy nie mieli już innego wyjścia, jak zacząć pić herbatę (po turecku çay).
Podobna wolta dokonała się później na antypodach – z tym że na odwrót. Do II Wojny Światowej Australijczycy, jak można się domyślić, pijali herbatę na modłę brytyjską. 3 września 1939 r., również na modłę brytyjską, przyłączyli się do wojny z Niemcami (w końcu król nie mógł być równocześnie w stanie wojny i pokoju z tym samym krajem). W miarę jak gospodarka Australii przestawiała się w tryb wojenny, wprowadzono kartki na podstawowe produkty spożywcze – w tym herbatę; mieszkańcy nie mieli innego wyjścia, jak pić jej mniej, niż mieli w zwyczaju. Początkowo Australijczycy wspierali Wielką Brytanię w walce z Niemcami i Włochami w Europie i Afryce, ale kiedy Japonia rozszerzyła swoją Strefę Wspólnego Dobrobytu Wielkiej Azji Wschodniej na tyle, że zaczęła zagrażać wchłonięciem Australii, owo brytyjskie dominium podjęło bliższą współpracę wojskową ze Stanami Zjednoczonymi na pacyficznym teatrze wojny. W latach 1942–1945 przez ten siedmiomilionowy wówczas kraj przewinął się milion żołnierzy amerykańskich. Australijczycy psioczyli na Jankesów, że trzech rzeczy mieli za dużo: „za duży żołd, za dużo seksu i za dużo ich tu”. Za to Australijki chętnie zapraszały Amerykanów do domu; ich głównym problemem okazało się to, że goście chcieli pić kawę – uważaną dotąd za produkt drogi, elitarny i trudny do sporządzenia. Gazety zaczęły drukować porady, jak parzyć kawę, żeby smakowała gościom z Ameryki. Dziennik wydawany w Melbourne podpowiadał, że:
Jedną ze złotych reguł dla gospodyń podejmujących żołnierzy amerykańskich jest ta, by nie podawać kawy, jeśli nie umie się jej przyrządzić na sposób amerykański. Większość Amerykanów jednogłośnie potępia australijską kawę jako lurowatą, zafałszowaną dodatkiem cykorii i gotowaną razem z mlekiem. Skosztowawszy niedawno kawy na jednym przyjęciu, pewien Amerykanin zupełnie niewinnie zapytał gospodynię: „co to jest? kakao?” | ||||
— Coffee for Americans, w: The Argus, Melbourne: 20 kwietnia 1942, s. 5, tłum. własne
Tekst oryginalny:
|
W tej samej notatce radzono, by używać „specjalnego rodzaju perkolatora” oraz że „odrobina soli i musztardy dodana do kawy poprawi jej aromat”. W każdym, dzięki obecności Amerykanów, kawa co raz bardziej stawała się dla Australijczyków symbolem nowoczesności, splendoru, wygody (zwłaszcza od kiedy w 1948 r. na rynku pojawiła się kawa w proszku firmy Nestlé) oraz własnej, niezależnej od Imperium Brytyjskiego, tożsamości narodowej. Po wojnie ten trend się utrzymał, tak że dzisiaj, jak już widzieliśmy, kawa jest co najmniej tak samo popularna w „kraju pod spodem” jak herbata.
Innym krajem leżącym prawie pośrodku kawowo-herbacianego spektrum jest Polska. Ale nie zawsze tak było. O ile o kawie w złotych filiżankach z saskiej porcelany możemy przeczytać w Panu Tadeuszu, to nie ma w epopei narodowej żadnej wzmianki o „z chińskich ziół ciągnionych treściach” (jak nazwał herbatę Mickiewicz w innym wierszu). W XVIII w. herbatę nadal traktowano jeszcze z nieufnością:
Gdyby Chiny wszystkie swoje trucizny przesłały, nie mogłyby nam tyle zaszkodzić, ile swoją herbatą. Może to być, że w jakim przypadku jest użyteczną, ale częste zażycie owej ciepłej wody osłabia nerwy i naczynia do strawności służące... |
— Krzysztof Kluk: Dykcjonarz roślinny, 1786; cyt. w: Zygmunt Gloger: Encyklopedia staropolska, t. II, Warszawa: 1901, s. 254 |
O ile kawę uważano za społecznie akceptowalną alternatywę dla napojów wyskokowych, o tyle herbatę radzono stosować głównie jako środek do płukania gardła po wymiotach spowodowanych nadmiarem wódki.
Sytuacja zmieniła się w XIX w. na ziemiach pod zaborem rosyjskim. Choć polscy poddani cara niekoniecznie się do tego przyznawali, to jednak przejęli sporo z kultury rosyjskiej – w tym rosyjski zwyczaj parzenia i picia czaju. Już w 1843 r. przynajmniej jeden Polak uznał zieloną herbatę za napój bardziej właściwy jego czasom niż kawa.
Herbata wyraża najlepiej myśl naszego wieku. Jest to coś omdlałego, blado-żółto-zielonawego, romantycznego, półcierpkiego, półsłodkiego, eterycznego! jest to jednem słowem poezja nowoczesna. |
— Adam Zawadzki: Herbata, w: Chaos: Szczypta kadzidła cieniom wierszokletów, Wilno: 1842, s. 37 |
Jeśli pozwolicie mi na jeszcze jeden cytat z mało znanej XIX-wiecznej literatury polskiej, to przytoczę fragment opowiadania o młodej kobiecie, która rozpaczała, że z pewnością nie znajdzie męża, jeśli nie będzie mogła żyć „jak ludzie” i podejmować potencjalnych kandydatów herbatą z samowaru:
Ach! samowary papuniu, samowar i czaju, wszak to wszędzie piją herbatę z rana i wieczorem nawet, a my tylko jedni lipowym kwiatem i dziewanną dusić się musimy... |
— Ignacy Chodźko: Samowar, w: Obrazy litewskie, t. II, Lwów–Złoczów: 1924, s. 31–32 |
Jej papunio upierał się jednak, że wystarczy stara dobra „żytnia herbata”:
Czy znowu z samowarem? na co tobie duszko on potrzebny? ja piję z rana wódkę i ty czasami mnie pomagasz; no i kawę zgotujesz, kiedy jaki mości pan przywlecze się... |
— ibid., s. 33 |
Samowary wyszły z użycia po tym, jak sto lat temu Polska odzyskała niepodległość. W 1935 r. pewien zielarz tak lamentował nad utratą tej części rosyjskiej spuścizny:
W polskich domach całego rosyjskiego zaboru samowar przyjął się w ogólnem użyciu i był nieodzownym sprzętem każdego zamożniejszego domu. Wniesiony do pokoju i w stanie gorącym postawiony na stole, wywierał pewien urok, jakiś błogi nastrój w gościach i domownikach. Pani domu z pewnem namaszczeniem nalewała herbatę i rozdawała ją gościom, twarze rozjaśniały się i następowało ogólne ożywienie całego towarzystwa. Obecnie podawana herbata nie robi już takiego wrażenia, jak na oczach pijących nalewana z samowaru. W jakimś kącie albo gdzieś w kuchni kipi imbryk z wodą, a często nawet zwykły garnek ją zagotowuje i taką dolewana jest esencja. Herbata w ten sposób przygotowana i na tacy wniesiona nie ma już tego uroku, a zabytek minionych czasów, ów tradycyjny samowar, jeżeli znajduje się jeszcze w zamożniejszych domach, to zapomniany stoi smutno w kredensie albo sponiewierany sterczy w zwale wyrzuconych rupieci. |
— Jan Biegański: Różne herbaty i herbata polska, Warszawa: 1935, s. 6–7 |
Bibliografia
- Jillian Elaine Adams: Marketing Tea against a Turning Tide: Coffee and the Tea Council of Australia 1963–1974, w: M/C Journal, 15 (2), 2012
- Bryan Bruce: Historia Smaku: Jak warzywa i przyprawy budowały fortuny, wywoływały wojny i wpędzały ludzi w szaleństwo, Warszawa: 2011
- Cacao DecoMorreno: Najwyższa jakość, Extra Ciemne, 1970
- Marika Galli: L'Italie et la France face à quelques apports alimentaires en provenance du Nouveau Monde, w: Pascal Brioist, Florent Quellier: La table de la Renaissance : Le mythe italien, Tours–Rennes: 2018, s. 229–246
- Philippe Meyzie: L'Alimentation en Europe à l'époque moderne, Paris: 2010
- Kordian Tarasiewicz: Kawa i herbata na ziemiach polskich: Handel, konsumpcja, obyczaje, Warszawa: Szkoła Główna Handlowa, 2009, s. 158
◀️ Poprzedni | 📜 Spis wpisów | Następny ▶️ |
⏮️ Pierwszy | 🎲 Losowy wpis | Najnowszy ⏭️ |