Otwórz menu główne

Stanisław Leszczyński i czterdziestu rozbójników

Neapolitańskie babà al rum w foremkach. To zdjęcie i następne pochodzą z bloga Profumo di lievito (Zapach drożdży).

Wielkanoc za pasem, a to dobra okazja, żeby napisać coś o babach. Tych drożdżowych. Ale zanim przejdziemy do polskich bab wielkanocnych, zajmijmy się babami rumowymi, które mieszkańcy Neapolu uważają za swoją tradycyjną i jedyną w swoim rodzaju regionalną specjalność.

Si 'nu babà

Babà al rum to babeczka drożdżowa, przypominająca nieco przerośnięty cupcake. Wypieka się, przeważnie więcej niż jedną na raz, w puszkowatych foremkach, z których ciasto wyrasta, tworząc charakterystyczny kształt grzyba. Po upieczeniu, wyjęciu z foremek i ostudzeniu, babeczki moczy się przez kilka godzin w rzadkim syropie z dodatkiem rumu (stąd al rum w nazwie) bądź innego mocnego alkoholu (np. limoncello, czyli lokalnego likieru cytrynowego). Przysmak ten jest w Neapolu na tyle lubiany, że słowo babà stało się w miejscowym narzeczu synonimem czegoś lub kogoś szczególnie słodkiego czy atrakcyjnego. „Si 'nu babà” powiedziane do kobiety znaczy mniej więcej tyle, co po polsku „fajna babka jesteś”. Ale ile wspólnego ma neapolitański babà (tak, to rzeczownik rodzaju męskiego!) z polską babą?

Oto co na temat pochodzenia owego wypieku i jego nazwy napisała pani Carla Nuti, psycholożka badająca podobieństwo ludzkich osobowości do deserów:

 
Neapolitański babà al rum z kremem
„Tu si nu babà!” [dosłownie: „ty jesteś babà!”] to komplement, którym neapolitańczycy mówią swoim sympatiom, iż są kochane, piękne, atrakcyjne i słodkie.

Babà, prawdziwie neapolitańska specjalność, ma w rzeczywistości pochodzenie polskie. Mówi się, że Stanislao Leszczinski [sic], król polski i wielki smakosz, pewnego dnia odsunął ze złością talerz z deserem, w którym nie gustował, wylewając nań nie chcący rum, co nadało ciastu bardziej zachęcający zapach i wygląd, podbijając tym samym królewskie podniebienie. Ten sam władca nazwał ów przysmak imieniem Ali Baby, postaci z Baśni tysiąca i jednej nocy.

Babà najpierw pojawił się w Paryżu, a dopiero później w Neapolu, dokąd sprowadzili go monslù, czyli kucharze zatrudnieni przez partenopejskie [tj. neapolitańskie] rodziny szlacheckie, i gdzie uzyskał swój charakterystyczny kształ grzyba. Ja lubię wypiekać to ciasto w formie okrągłej z dziurą pośrodku i dekorować je małymi babeczkami oraz kremem lub bitą śmietaną, choć „prawdziwi” neapolitańczycy uważają takie dodatki za świętokradztwo.

Carla Nuti: Una psicologa in cucina, Roma: Sovera Edizioni, 2011, s. 107, tłum. własne

Tekst oryginalny:
«Tu si nu babà!!!», complimento che i napoletani fanno alla loro ragazza per dirle che è amabile, bella, attraente e dolce.

Il babà, specialità prettamente napoletana, ha in realtà un'origine polacca. Si racconta che Stanislao Leszczinski (Re di Polonia), uomo molto goloso, un giorno, allontanando rabbiosamente il piatto contenente un dolce che amava poco, fece cadere su questo del rhum donandogli un profumo en un aspetto invitante, tanto de conquistare il palato del Re. Fu lo stesso Sovrano, inspirandosi ad Alì Babà, personaggio del libro “Le Mille e una Notte”, a dare il nome a questa leccornia.

Il babà arrivò prima a Parigi e poi a Napoli con i “monslù” (cuochi delle famiglie nobili partenopee), dove assunse la sua forma caratteristica a fungo. A me piace prepararlo tondo con il buco centrale, decorato con piccoli babà e servito con crema o panna montata. Questi sapori aggiunti, sono per i napoletani “veraci”, un vero sacrilegio.


Pan Fabrizio Mangoni, który sam siebie określa jako – „jak Leszczyński – urbanistę i smakosza”, jeszcze barwniej opisał moment rzekomego wynalezienia baby przez byłego króla polskiego:

 
Słoiki włoskich babeczek w zalewie rumowej lub cytrynówkowej
Złocista, pofalowana, gąbczasta powierzchnia właśnie oderwała się od formy. Przypominała coś pomiędzy turbanem a pagodą, architekturę koncentrycznych kręgów zwężających się ku górze, ale o nowej konsystencji. Stanislao zrozumiał od razu, iż osiągnął wreszcie to, czego pragnął. W dotyku była miękka i elastyczna. W delikatności i zapachu, który z niej emanował, było coś absolutnie nowatorskiego. Nawet nie skosztowawszy, wiedział już, że wynalazł deser, nie mający nic wspólnego z tymi, które istniały w jego kraju i w jego czasach; osiągnął rzadko spotykany punkt równowagi pomiędzy zwartością i lekkością. Trochę jak we własnym życiu.

Tak rozpoczyna się historia długiej podróży baby, mitycznego deseru wynalezionego w połowie XVIII w. przez Stanislao Lekzinskyego [sic], byłego króla Polski, a wówczas księcia Lotaryngii. Podróży, która miała wiele związków z Orientem. Stanislao przez długi czas przebywał w niewoli tureckiej, dzięki czemu mógł dobrze poznać architekturę tej ziemi, która później stała się inspiracją dla pawilonów, zdobiących – obok wielkiego teatru automatów – jego pałac książęcy. Z początku babà był suchy, wypełniony rodzynkami smyrneńskimi i korynckimi, a przede wszystkim rozsiewał woń szafranu. Z uwagi na jego egzotykę oraz niespotykany wcześniej smak i konsystencję, Stanislao nazwał go Ali Babą, ku czci jednego z bohaterów Baśni tysiąca i jednej nocy, których francuski przekład miał okazję przeczytać podczas pobytu w sułtańskim więzieniu w Konstantynopolu.

Fabrizio Mangoni: I viaggi del Babà, w: Festival della letteratura di viaggio, Roma: Società Geografica Italiana Onlus, 2017, tłum. własne

Tekst oryginalny:
La superficie dorata, a balze, spugnosa, si era appena staccata dalla forma. Ricordava qualcosa a metà tra il turbante e la pagoda, architettura di cerchi concentrici e digradanti verso l'alto, di una consistenza nuova. Che rispondesse ai suoi desideri Stanislao lo capì subito. Ne saggiò l'elasticità al tatto, e si presentava soffice. Il senso di morbidezza e il profumo che emanava ne facevano un'assoluta novità. Anche senza averlo ancora assaggiato, sapeva di aver inventato un dolce che non aveva niente a che vedere con gli altri della sua terra e della sua epoca; un raro punto di equilibrio tra consistenza e leggerezza. Un po' come la sua vita.

Con queste parole si apre il racconto del lungo viaggio del Babà, un dolce mitico, inventato a metà del Settecento da Stanislao Lekzinsky, ex re di Polonia e al momento dell'invenzione duca di Lorena. Viaggio che presenta molti legami con l'Oriente. Stanislao era sto a lungo prigioniero dei turchi, e lì ha potuto studiare e disegnare le architetture di quella terra, che ispireranno più tardi lo stile dei Pavillons che decoreranno il suo palazzo ducale, insieme ad un enorme teatro di automi. Il babà, all'inizio era secco, aveva nell'impasto l'uvetta di Smirne e di Corinto e, soprattutto, portava il profumo dello zafferano. Per l'esotismo, la novità del sapore e della consistenza del dolce Stanislao decise di chiamarlo l'Alì Babà, in omaggio alle Mille e Una Notte, il cui testo francese aveva potuto leggere proprio durante il suo soggiorno – prigione presso il Sultano di Costantinopoli.

Ile z tego jest prawdą? Czy Stanisławowi Leszczyńskiemu rzeczywiście należy się chwała za wynalezienie rumowych babeczek i czy faktycznie ich nazwa pochodzi od imienia legendarnego arabskiego rzemieślnika, który wykradł sezamowy skarb czterdziestu rozbójnikom? Spróbujmy dotrzeć po nitce do kłębka; a nitka, jak widać z powyższych cytatów, prowadzi nas najpierw do Francji.

Babaorum

 
Galia pod panowaniem rzymskim ok. 50 r.p.n.e. wg Gosinnego i Uderza

Według jednej z popularnych publikacji dotyczących historii Francji, początki baby rumowej sięgają starożytności. Otóż francuskie określenie tego deseru, baba au rhum (wym.: ba-bao rom) może pochodzić od nazwy rzymskiego obozu warownego Babaorum. Był to jeden z czterech obozów rzymskich, otaczających w czasach Juliusza Cezara ostatnią niezależną wioskę Galów w Armoryce. Pozostałe trzy nazywały się Laudanum, Petibonum i Aquarium.[1]

Ale już inne źródło, biblia francuskiej kuchni, Larousse Gastronomique (wym.: la-rusga-strono-mik) potwierdza wersję, w której to Stanisław Leczczyński wynalazł ów alkoholizowany wypiek i nazwał go imieniem postaci z arabskiej baśni.

Baba to ciasto drożdżowe, czasem z dodatkiem rodzynek i nasączone po upieczeniu syropem na bazie rumu (albo kirschu [alzackiego winiaku czereśniowego]). Wynalezienie baby zawdzięczamy łakomstwu króla polskiego Stanislasa Leszczynskiego (1677–1766), który, na wygnaniu w Lotaryngii, uznał kouglof [alzacką babkę] zbyt suchym i wpadł na pomysł, by skropić go rumem. Jako wierny czytelnik Baśni tysiąca i jednej nocy, nazwał ten wynalazek imieniem swojego ulubionego bohatera, Ali Baby. Wypiek ten odniósł wielki sukces na dworze w Nancy [stolicy Lotaryngii]. Pasztetnik o nazwisku Stohrer, który tam przebywał, udoskonalił przepis i uczynił zeń specjalność swojej ciastkarni przy ulicy Montorgueil w Paryżu, pod uproszczoną nazwą „baba”.
Larousse Gastronomique, red. Joël Robuchon, 1997, s. 76, tłum. własne

Tekst oryginalny:
Baba — Gâteau de pâte levée, parfois additionnée de raisins secs et imbibée, après cuisson, d’un sirop au rhum (ou au kirsch). La création du baba serait due à la gourmandise du roi de Pologne Stanislas Leszczynski (1677–1766), exilé en Lorraine : trouvant le kouglof trop sec, il imagina de l'arroser de rhum. Lecteur assidu des Mille et Une Nuits, il aurait baptisé cet apprêt du nom de son héros favori, Ali Baba. Le gâteau eut un grand succès à la cour de Nancy. Le pâtissier Stohrer, qui y avait séjourné, perfectionna la recette et en fit la spécialité de sa maison de la rue Montorgueil, à Paris, sous le simple nom de « baba ».

Jak się jednak okaże, Larousse Gastronomique jako źródło wiedzy historycznej nie jest dużo bardziej wiarygodny od Astérixa. Bo w końcu dlaczego miałby Leszczyński wziąć alzacki kouglof (wym.: kug-lof) i dodać do niego alzacki kirsch (wym.: kirsz), siedząc nie w Alzacji, ale w Lotaryngii? I czy w ogóle przepis opracował sam król, a nie któryś z jego zawodowych pasztetników-ciastkarzy, jak choćby wspomniany Stohrer? A przede wszystkim, dlaczego Polak miałby nazywać ciasto drożdżowe imieniem jakiegoś Ali Baby, jeśli w jego własnym języku już od dawna takie ciasto nazywano babą?

Wygląda na to, że nie ma wyjścia i trzeba sprawdzić dokładniej, co wspólnego miał Stanisław Leszczyński z babami. Na podstawie jego biografii można by nakręcić kilka filmów akcji, ale postaram się możliwie zwięźle nakreślić historię jego życia i jego epoki.

Od Sasa do Lasa

 
Uczta koronacyjna Stanisława Leszczyńskiego

Rzeczpospolita wkroczyła w XVIII wiek jako podupadające mocarstwo w unii personalnej z małą, ale bogatą, Saksonią pod berłem Augusta II Wettina. Tuż przed końcem poprzedniego stulecia (1698), wracając z wielkiego rekonesansu po Europie, Augusta odwiedził w Polsce car rosyjski Piotr Wielki. Obaj panowie byli wysocy, niezwykle silni i mocnogłowi, więc urządzili sobie kilkudniową pijatykę przerywaną zawodami w łamaniu podków gołymi rękami i strzelaniu z armat do byle czego. A przy okazji postanowili rozprawić się ze Szwecją. Jak pomyśleli, tak zrobili i niedługo później (1700) koalicja sasko-rosyjsko-duńska zaatakowała to nadbałtyckie imperium. Jak wiele pijackich pomysłów, tak i ten nie udał się zupełnie tak, jak się spodziewali. Szwedzi rozgromili Duńczyków na Zelandii, Rosjan pod Narwą i Sasów nad Dźwiną, po czym wkroczyli na terytorium Polski. Polscy senatorowie próbowali tłumaczyć królowi szwedzkiemu Karolowi XII, że August wypowiedział mu wojnę jako elektor saski, a nie jako król neutralnej Rzeczypospolitej, ale nie na wiele to się zdało. Szwedzi zajęli Wilno, Warszawę, Poznań i Kraków (1702), a Karol zaczął rozglądać się za nowym królem dla Polski. Syn poprzedniego króla, Jakub Sobieski, odpadał, bo August uwięził go u siebie w Saksonii (1704).

Antysaska opozycja w Polsce wysłała do króla Karola delegację z wojewodą poznańskim Stanisławem Leszczyńskim na czele. Młody, przystojny, oczytany i elokwentny wojewoda tak oczarował Karola, że ten uznał go za idealnego kandydata na swoją marionetkę na polskim tronie i wkrótce przeprowadził jego elekcję. Sejm elekcyjny 1705 r., pierwszy w dziejach polski, który dokonał się w otoczeniu obcych wojsk, był powszechnie uznany za farsę, ale zgodnie z życzeniem szwedzkiego króla wybrał 28-letniego Leszczyńskiego na następcę zdetronizowanego Sasa. Koronacja też nie miała dużo wspólnego z polskim obyczajem -- odbyła się nie na Wawelu, ale w Warszawie, dokonał jej arcybiskup lwowski zamiast prymasa, a w miejsce korony używanej od czasów Łokietka, Karol użyczył Leszczyńskiemu specjalnie na tę okazję zrobionych insygniów, które mu zresztą zaraz po ceremonii zabrał. Panowanie Stanisława I w Polsce trwało niespełna cztery lata. Sytuacja diametralnie się zmieniła, gdy Rosjanie spuścili Szwedom łomot pod Połtawą (1709), skąd Karol uciekł na terytorium Turcji, urządzając na kilka lat swoją siedzibę w Benderach. August wrócił na polski tron, zaś Stanisław uciekł do szwedzkiego wówczas Szczecina, a stamtąd przedostał się do Turcji, żeby uzgodnić z Karolem, co dalej.

 
Stanisław Leszczyński, król polski, książę Lotaryngii i Baru, u schyłku swoich dni

Bendery, miasteczko na obszarze dzisiejszego Naddniestrza (między Mołdawią a Ukrainą), to jedyne miejsce w Turcji Osmańskiej, w którym Leszczyński przebywał przez jakiś czas. Nigdy w życiu nie był w Konstantynopolu, ani tym bardziej w tureckiej niewoli. Ostatecznie (1714) Karol osadził Leszczyńskiego w należącym do Szwecji niemieckim księstewku Dwóch Mostów (Zweibrücken), gdzie zainspirowany architekturą tureckiego pogranicza eks-król zbudował sobie pałacyk o egzotycznej nazwie Tschifflik (z tureckiego çiftlik, „gospodarstwo”). Niestety po śmierci swojego szwedzkiego protektora (1718) musiał się Leszczyński stamtąd wynieść, więc przeprowadził się do dość skromnej rezydencji w pobliskim Wissembourgu. Miejscowość ta leży w Alzacji, regionie zamieszkanym wówczas przez ludność niemieckojęzyczną, a który od niecałych czterdziestu lat należał do Francji (później Alzacja krążyła jeszcze jak piłeczka pingpongowa między Niemcami i Francją, ostatecznie pozostając w rękach tej drugiej). I być może tam Leszczyński pozostałby już do końca życia, gdyby nie dość nieoczekiwane przybycie dziewosłębów z Wersalu (1725), którzy poprosili Leszczyńskiego o rękę jego córki, królewny Marii, dla młodszego od niej o siedem lat króla francuskiego Ludwika XV. Maria okazała się idealną żoną -- urodziła Ludwikowi dziesięcioro dzieci i nie przeszkadzała mu w relacjach z licznymi metresami. Jej rodzice, żeby być bliżej córki, przenieśli się do Chambord, jednego z najbardziej wypasionych zamków nad Loarą.

Tymczasem w Polsce panował znowu August II, aż zakończył wreszcie zakończył swój hulaszczy żywot, umierając na gangrenę po amputacji stopy cukrzycowej (1733). Leszczyński, licząc na pomoc ze strony zięcia, uznał, że to dobra okazja, by spróbować odzyskać polską koronę. Pojechał więc incognito do Warszawy, gdzie objawił się niespodziewanie na sejmie elekcyjnym i został wybrany -- tym razem już legalnie -- na króla. Jego wcześniejszą koronację uznano za ważną, więc nie trzeba było jej powtarzać. Jednak sytuacja sprzed niemal trzydziestu lat powtórzyła się, tylko na odwrót: obce wojska, tym razem rosyjskie, zajęły warszawską Pragę, gdzie urządziły konkurencyjną elekcję syna Augusta II, który wkrótce potem został w Krakowie ukoronowany jako August III (tym razem użyto tradycyjnych insygniów; żeby nie naruszyć zapieczętowanych zamków w drzwiach do skarbca koronnego, wydobyto je przez dziurę wybitą w ścianie). Stanisław uciekł z Warszawy do Gdańska, które to miasto dość długo i dzielnie stawiało opór Rosjanom. Oplatająca Europę sieć konkurencyjnych sojuszy zmieniła walkę o polski tron w międzynarodowy konflikt, który -- choć zwany polską wojną sukcesyjną -- toczył się głównie we Włoszech i nad Renem. Francja szybko zajęła sąsiednią Lotaryngię, ale -- nie licząc małego i nieudanego desantu na Westerplatte -- Stanisławowi realnie nie pomogła. Gdańsk w końcu upadł, a Stanisław przebrany za chłopa uciekł (który to już raz?) do Królewca.

 
Babeczka rumowa konsumowana na dworze króla Stanisława w Lunéville. Kadr z filmu Arnauda Sélignaca pt. Boska Émilie (2007).

Ostatecznie wojna skończyła się w ten sposób, że August III pozostał na warszawskim tronie, a Stanisław jako nagrodę pocieszenia dostał od zięcia Księstwo Lotaryngii i Baru (1737), gdzie już do końca życia tytułowano go królem i gdzie, jak ocenił Voltaire, uczynił „więcej dobrego niż wszyscy królowie Sarmatów mogli kiedy zdziałać na brzegach Wisły”.[2] Do dziś zresztą Lotaryńczycy wspominają Leszczyńskiego jako króla Stanisława Dobroczyńcę (Stanislas le Bienfaisant), choć dorobił się tej pochlebnej opinii trochę na zasadzie „dobry car, źli bojarzy”, nareszcie realizując w swym pałacu w Lunéville (bo to tam spędzał większość czasu, zamiast w stołecznym Nancy) swoje marzenia o oświeconym panowaniu w otoczeniu filozofów i artystów, a zarządzanie księstwem na codzień pozostawiając przysłanemu z Francji kanclerzowi, którym był powszechnie znienawidzony markiz de La Galaizière.

Choć Leszczyński i Wettinowie byli zaciekłymi przeciwnikami politycznymi, to łączyło ich zamiłowanie do dobrego jedzenia, słodkości, wina i kobiet. W Polsce panowanie Augusta III przyniosło wreszcie dłuższy okres upragnionego pokoju, zwanego saskimi ostatkami, kiedy to szlachta – za przykładem magnatów i samego króla Sasa – jadła, piła i popuszczała pasa. Tymczasem Stanisław w swoim „małym Wersalu” w Lunéville gościł Voltaire'a, Rousseau i Monteskiusza, zabawiał się teatrem automatów w swoich egzotycznych ogrodach i zajadał się równie fantazyjnymi kompozycjami z lodów i cukrów przyrządzonymi przez swego nadwornego cukiernika Josepha Gillers. Choć roztył się straszliwie, to przeżył Augusta III, ale nie próbował już wracać na polski tron, na który imperatorowa Katarzyna Wielka wybrała jego imiennika, Stanisława Poniatowskiego (1764).

Jeden z najkrócej panujących, ale za to najdłużej żyjący, król polski odszedł w 1766 r. wyjątkowo paskudną śmiercią. Mówi się, że król chciał odpalić fajkę, albo po prostu się zamyślił przy kominku. Ale też odlewanie się do kominka nie było wtedy niczym nadzwyczajnym, a sędziwym monarchom nie zawsze chciało się dreptać tam, gdzie król piechotą chodzi. W każdym razie ubranie na Leszczyńskim zapaliło się, a władca zmarł od rozleglych poparzeń po kilku dniach męczarni.

TL;DR: Stanisław Leszczyński został królem polskim, potem go wygnano, przez jakiś czas mieszkał w Alzacji, później znów został królem polskim, znowu go wygnano, a resztę życia spędził jako książę Lotaryngii. Przez całe życie, a zwłaszcza pod koniec, lubił dobrze zjeść. Ale póki co, nie dowiedzieliśmy się niczego nowego o babach.

Ach te baby!

Eugeniusz Bodo śpiewa Ach te baby w filmie Michała Waszyńskiego Zabawka (1933)


„Baba” jest w języku polskim słowem niezmiernie wieloznacznym. Jest to, jakby powiedział prof. Miodek, wyraz o słoworodzie naturalnym, razem z „mamą”, „tatą”, czy „cycem”. Pierwotne prasłowiańskie znaczenie to „matka jednego z rodziców”, a przez rozszerzenie – „jakakolwiek starsza kobieta”. W dawnej Polsce „babą” nazywano też chłopkę, a z czasem też jakąkolwiek kobietę nieokrzesaną i gburowatą; jest więc „baba” żeńskim odpowiednikiem „chama”, a przeciwieństwem „pani”. Baba to również drobna handlarka, bo dawniej wieśniaczki przyjeżdżały do miast sprzedawać swoje produkty, ale też zielarka, znachorka, akuszerka, czy po prostu wiedźma. Baba może być wreszcie określeniem kobiety (zwłaszcza zamężnej lub owdowiałej) w dowolnym wieku, a w szczególności własnej żony, czyli „swojej baby”. Kiedy Eugeniusz Bodo śpiewał o babach, to miał chyba na myśli kobiety w ogóle. A może jednak ciasta?

Kochane baby, ach te baby!
Człek by je łyżkami jadł.

— Jerzy Nel, Ach te baby (1933)
 
Dziewczę w stroju krakowskim niosące babę wielkanocną, której wizualnym przedłużeniem jest jego (tzn. dziewczęcia) pofałdowana spódnica (1936)

Zwłaszcza jeśli „babę” zdrobnić do „babki”, to może już być kobietą młodą i atrakcyjną; ale trzeba uważać, bo jeśli zdrobnimy ją jeszcze bardziej, to zostanie „babcią”. Oprócz tego są też pogańskie kamienne posążki tradycyjnie nazywane „babami”.[3] A od którego z tych znaczeń pochodzi „baba” w sensie ciasta? Do końca nie wiadomo. Może stąd, że gotowe ciasto przypominało kamienną figurę? A może długą, plisowaną, rozszerzającą się ku podłodze, babciną spódnicę? A może po prostu dlatego, że właśnie starsze kobiety miały największe doświadczenie w trudnej sztuce wypieku drożdżowych ciast?

Wypiek pięknych i puszystych bab był bowiem jedną z najtrudniejszych sztuk, z jakimi musiały mierzyć się domowe kucharki, a baba zbyt przypieczona, opadnięta czy zakalcowata stanowiła dla każdej gospodyni kompromitację. Zaczynano więc od starannego doboru składników -- najlepszej jakości mąki pszennej, drożdży piwnych i świeżego masła. Następnie trzeba było jak najmocniej rozpalić piec, aby jak najdłużej utrzymał w miarę stałą temperaturę, i wstawić do niego formy -- dobrze wyczyszczone i zalane ciastem. Wtedy przychodziła kolej na czynności niemal magiczne, których celem było niedopuszczenie, by baby się „przeziębiły” i opadły. Uszczelniano okna i drzwi, żeby nie było przeciągów, w pobliżu pieca chodziło się na palcach i mówiło szeptem, a wyjęte z pieca baby układano do wystygnięcia na puchowej pościeli. No i oczywiście wstęp do kuchni był całkowicie zabroniony mężczyznom; wyrób bab był czysto babską sprawą.[4]

„Jako puch jesteś” – tak wyrzekł poeta,
Który na babach znał się także przecie,
A ja to stwierdzam i wierzę poecie,
Bowiem największa dziś baby zaleta,
A dla gospodyń chluba i podnieta,
Gdy skosztowawszy: „jak puch!” im powiecie.

Baba, w: Zygmunt Gloger: Rok polski w życiu, tradycyi i pieśni, Warszawa: Jan Fiszer, 1900, s. 198


 
Wielkanocna katastrofa (1893)

W każdym razie słowo „baba” w znaczeniu „ciasto” pojawiło się w polszczyźnie już co najmniej XVII w.[5] Oto na przykład opis święconego na dworze Sapiehów za panowania króla Władysława IV (długo zanim Leszczyński pojawił się na świecie), gdzie bab nie mogło zabraknąć:

Na samym środku był baranek wyobrażający Agnus Dei [Baranka Bożego] z chorągiewką, calutki z pistacjami […]
Stało 4 przeogromnych dzików, to jest tyle, ile części roku. Każdy dzik miał w sobie wieprzowinę, alias [czyli]: szynki, kiełbasy, prosiątka. […]
Stało tandem [rzędem] 12 jeleni, także całkowicie pieczonych z złocistymi rogami, […] nadziane były rozmaitą zwierzyną, alias: zającami, cietrzewiami, dropiami, pardwami. Te jelenie wyobrażały 12 miesięcy.
Na około były ciasta sążniste, tyle, ile tygodni roku, to jest 52, całe cudne placki, mazury, żmudzkie pierogi, a wszystko wysadzane bakalią.
Za nimi było 365 babek, to jest tyle, ile dni w roku.

— Z kalendarza poznańskiego cyt. w: Łukasz Gołębiowski: Lud polski, jego zwyczaje, zabobony, Warszawa: Drukarnia A. Gałęzowskiego i Spółki, 1830, s. 309–310

Od Stohrera do Savarina

  • rozwiązanie zagadki
Francuzi uwielbiają opowiadać anegdoty o swoim jedzeniu, a jeśli jeszcze uda się skojarzyć potrawę z jakąś znaną postacią, to tym lepiej. Niektóre z tych opowieści są prawdziwe, wiele jest zmyślonych, a bywają i takie, co jak napoleonka czy kremówka składają się z warstw kruchego faktu i puszystej fikcji. Nie da się ich ładnie rozdzielić, a nawet gdyby udało się zeskrobać całe wypełnienie, to pozostała prawda może okazać się nieco sucha.
Michael Krondl: Sweet Invention: A History of Dessert, Chicago Review Press, 2011, s. 171, tłum. własne

Tekst oryginalny:
The French love to tell anecdotes about their food, and if some eminent person can be attached to a dish, so much the better. Some of the tales happen to be true, many are made up, but in some cases the stories are like a napoleon or millefeuille made up of layers of crisp fact and frothy fiction. Pulling it apart neatly is almost impossible. What's more, once you've scraped away all the fluff, the truth you are left with can be a little dry.
  • Savarin
  • Gorenflot
  • Brioszka po polsku
Zostanę tu jeszcze przez tydzień. Niech Pani prosi Boga, abym nie umarł z przejedzenia. Przywożą nam tu codziennie z Champigny najbardziej zajadłe i srogie węgorze, do tego podają małe arbuzy astrachańskie i kiszoną kapustę, i kuropatwy w kapuście, i młode kuropatwy à la crapaudine, i babeczki [des baba], i pasztety, i tarty, i ze dwanaście żołądków by trzeba mieć, żeby to wszystko pomieścić […] Na szczęście zapijamy to w ilościach proporcjonalnych, więc wszystko wchodzi.
Denis Diderot: Lettres à Sophie Volland, CVI: Au Grandval, le 24 septembre 1767, w: Œuvres complètes, red. J. Assézat, Maurice Tourneux, t. 29, Paris: Garnier, 1876, s. 246, tłum. własne

Tekst oryginalny:
J’ai encore huitaine à passer ici. Priez Dieu que je ne meure pas d’indigestion. On nous apporte tous les jours de Champigny les plus furieuses et les plus perfides anguilles, et puis des petits melons d’Astracan, puis de la sauerkraut, et puis des perdrix aux choux, et puis des perdreaux à la crapaudine, et puis des baba, et puis des pâtés, et puis des tourtes, et puis douze estomacs qu’il faudrait avoir […] Heureusement on boit en proportion, et tout passe.


Baba jest potrawą polską wynalezioną przez Stanisława Leczinskiego [sic], króla polskiego i wielkiego [sic] księcia Lotaryngii i Baru, władcę, który był wielkim smakoszem u schyłku swoich dni, a któremu nie była wcale obcą praktyka kuchenna. Szafran i rodzynki korynckie są głównymi przyprawami baby, jednakże niewielu kucharzy potrafi dobrze ją wykonać.
Alexandre-Balthazar-Laurent Grimod de La Reynière: Manuel des amphytrions, Paris: Capelle et Renard, 1808, s. 170, tłum. własne

Tekst oryginalny:
Le baba est un met polonais, de l'invention de Stanislas Leczinski, Roi de Pologne, et Grand-Duc de Lorraine et Bar, prince fort gourmand vers la fin de ses jours, et qui n'étoit point étragner à la pratique de la cuisine. Le safran et les raisins de Corinthe sont les principaux assaisonnements du baba, mais peu de cuisiniers savent bien le faire.


3 funty [1470 g] dobrej mąki, 1 uncja i cztery drachmy [45 g] drożdży, 1 uncja [30 g] drobnej soli, 4 uncje [120 g] cukru, 6 uncji [185 g] rodzynek korynckich, 6 uncji rodzynek muszkatowych, 1 uncja cykaty [skórki cytrusowej], 1 drachma [5 g] szafranu, szklanka śmietany, pół szklanki madery, 20–22 jaja, 2 funty [980 g] dobrego masła
Marie-Antoine Carême: Le patissier royal parisien, t. I, Paris: J.G. Dentu, 1815, s. 34, tłum. własne

Tekst oryginalny:
Trois livres de belle farine, une once quatre gros de levure, une once de sel fin, quatre onces de sucre, six onces de raisin de Corinthe, six onces de raisin muscat, une once de cédrat confit, un gros de safran, un verre de crême, un demi-verre de Madère, vingt á vingt-deux oeufs, deux livres de beurre fin.

Przepis

Poncz zwyczajny: Funt cukru umoczyć w wodzie, poprzednio jednak trzeba go obetrzeć o skórkę 6 cytryn, włożyć natychmiast w rondelek i zagotować na syrop; mając już wyciśnięty i sok z 6 cytryn, wlać do syropu najprzód kwartę araku, a potem sok cytrynowy, potrzymać tak pod przykryciem, wtedy zlać esencję do butelki […]

Babki ponczowe: Dwa funty pięknej mąki zarobić kwaterką letniego mleka, 4 łyżkami albo łutami gęstych drożdży, dodać 10 jaj całych i ćwierć funta cukru; zostawić w ciepłym miejscu pod przykryciem na noc; a nazajutrz rano, dodać funt przetopionego letniego masła i półkwaterek esencji ponczowej. Wyrobić ciasto dokładnie, małe foremki wysmarować świeżym masłem, napełnić do połowy ciastem, po chwili rośnienia, wsadzić w piec umiarkowany na 3 kwadranse. Wyjąć z foremek na gorąco.

Bronisława L[eśniew]ska: Kucharz polski jaki być powinien: książka podręczna dla ekonomiczno-troskliwych gospodyń, Warszawa: S.H. Merzbach, 1856, s. 368, 424
  • Ćwierczakiewiczowa
  • Mołochowiec

Galeria

Plik:Żel do mycia baby.jpg
W dzisiejszych czasach można kupić specjalny żel do mycia baby.

Przypisy

  1. René Goscinny, Albert Uderzo: Astérix : Le Combat des chefs, Paris: Hachette, 2013, s. 3
  2. Voltaire: Kandyd czyli optymizm, tłum. Tadeusz Boy-Żeleński, Warszawa: 1931
  3. baba, w: Wielki Słownik Języka Polskiego, red. Piotr Żmigrodzki, Instytut Języka Polskiego PAN
  4. Maja Łozińska, Jan Łoziński: Historia polskiego smaku: Kuchnia, stół, obyczaje, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN, 2012, s. 173–174
  5. Baba, w: Elektroniczny słownik języka polskiego XVII i XVIII wieku, red. Włodzimierz Gruszczyński, Warszawa: Instytut Języka Polskiego PAN


◀️ Poprzedni 📜 Spis wpisów Następny ▶️
⏮️ Pierwszy 🎲 Losowy wpis Najnowszy ⏭️