Wróćmy do idealnego pączka, którego opisałem u samej góry. Czy gdyby, zamiast lukru ze skórką pomarańczową, ozdobić go tylko cukrem pudrem, to nadal byłby pączkiem? Oczywiście, choć może nie tak dobrym. A gdyby go usmażyć w maśle zamiast w smalcu? Nadal pączek, przecież o „pączku w maśle” mówi się już od co najmniej XVI w. A prawda jest taka, że dzisiejsze pączki smaży się przeważnie w oleju rzepakowym lub palmowym i nie przestają być pączkami. A gdyby taki wyrób nadziać czymś innym niż konfitura różana? Też pączek, nawet jeśli naszprycuje się go jakimś tanim dżemem truskawkowym. A w ogóle bez nadzienia? To byłby już pączek beznadzienny, ale jednak nadal pączek…
Co w takim razie decyduje o pączkości pączka? Czy każdy smakołyk ze smażonego ciasta można nazwać „pączkiem”? Raczej nie, w końcu pączek to nie to samo co faworek, racuch czy naleśnik. Ale jeśli zajrzymy do dawnych książek kucharskich, to zobaczymy, iż dawni Polacy mieli nieco większe wątpliwości co do właściwej terminologii. Weźmy na przykład rękopiśmienny zbiór przepisówz końca XVII w., którym posługiwano się na dworze książąt Radziwiłłów. W większej części jest to przekład niemieckiej książki pt. ''Ein Koch- und Artzney-Buch'' (''Książka kucharsko-lekarska''). Otóż anonimowy tłumacz używał słowa „pączek” wszędzie tam, gdzie w oryginale pojawiało się słowo „''Krapfen''”. Ale czasami sam zauważał, że z kontekstu wynika, iż danej potrawy nijak „pączkiem” nazwać nie można, i dodawał swój własny komentarz, że to przecież bardziej naleśniki niż pączki:
{{clear}}
{{ Cytat