Otwórz menu główne

Zmiany

Ani z papryki, ani ze Szczecina

Dodane 18 bajtów, 12:18, 5 paź 2022
Narodziny paprykarza wiążą się bezpośrednio z projektem racjonalizatorskim mającym na celu wykorzystanie ścinków powstałych z okrawania na trawlerze-chłodni zamrożonych bloków rybnych. Nie było więc tu mowy o całych dzwonkach, które i tak nie zmieściłyby się do puszek. W konserwach znalazła się rozdrobniona masa rybna, pulpa pomidorowa z Bułgarii i tylko ziarna ryżu można było dostrzec gołym okiem.
Połączenie rozgotowanego mięsa, pikantnych przypraw i cebuli musiało komuś w Szczecinie przywieść na myśl węgierski ''paprikás''. Choć, gwoli ścisłości, trzeba przypomnieć, że ''paprikás '' z definicji zawiera również śmietanę; jeśli nie ma śmietany, to jest to ''pörkölt''. Jednego, ani drugiego, zaś nie należy mylić z gulaszem, który na Węgrzech ma konsystencję zupy (nazwa pochodzi od węgierskiego słowa ''gulyás'', które oznacza konnego pasterza bydła, więc można by ją przetłumaczyć jako „zupa kowbojska”).
Tak więc można powiedzieć, że paprykarz szczeciński to polskie połączenie tradycji kulinarnych Senegalu i Węgier. W Szczecinie robiono ekstremalną kuchnię ''fusion'', zanim to było modne! Po upadku Gryfa na początku transformacji, paprykarz przestał być produkowany w Szczecinie, ale że nazwa nie jest prawnie zastrzeżona, to wkrótce zaczęły go wyrabiać zakłady w całej Polsce – często z ryb słodkowodnych. Etykiety przeważnie podają oględnie, że w skład paprykarza wchodzą „przyprawy”, więc papryki może tam wcale nie być. Tak jak Święte Imperium Rzymskie według Voltaire'a nie było ani świętym, ani imperium, ani rzymskim, tak i dzisiejszy paprykarz szczeciński nie jest ani z papryki, ani ze Szczecina.