[[File:Krajczy.jpg|thumb|Średniowieczni krajczowie potrzebowali do pracy dobrego noża, za to widelec był opcjonalny. Ci, których widać na powyższych fragmentach francuskich miniatur (po lewej: z ''Bardzo bogatych godzinek księcia de Berry'' z ok. 1410 r.; po prawej: z ''Poszukiwań świętego graala i śmierci króla Artura'' z XIV w.), radzili sobie bez widelców.]]
I tak właściwie, to na czym polegała ta innowacja? Widelec znany był w Europie już na długo przed Henrykiem Walezym. Był to jednak przyrząd kuchenny -- znacznie większy od dzisiejszego widelca stołowego i wyposażony zazwyczaj w dwa, a nie cztery zęby. Służył kucharzowi do wyławiania wielkich kawałów mięsiwa z kotła albo zdejmowania ich z rożna. Mógł też następnie służyć krajczemu do ich przytrzymywania podczas krojenia na mniejsze porcje, chociaż w średniowieczu nawet tutaj widelec był raczej opcjonalny. Jednakże, w przeciwieństwie do kucharza, krajczy specjalista od krojenia pracował na oczach biesiadników, toteż krojenie mięsa miewało charakter widowiska, co zapewne przyczyniło się do mody na używanie przez krajczych owego narzędzia zamiast przytrzymywania mięsa ręką. Z czasem modne stało się nawet krojenie w taki ekstrawagancki sposób, że kawał mięsa nabijano na wielki widelec, który następnie unoszono na sztorc, i obkrawano mięso w powietrzu, pozwalając poszczególnym plastrom opaść do stojącej na stole misy.
Zgodnie ze średniowiecznymi zasadami etykiety stołowej, pokrojone już przez krajczego kęsy, pływające przeważnie w jakimś rzadkim sosie, biesiadnicy wyjmowali ze wspólnej misy nożem, łyżką, kawałkiem chleba lub po prostu palcami. Ówcześni specjaliści od ''savoir-vivre''’u napominali w związku z tym dworzan, aby zawsze myli ręce przed i po jedzeniu oraz by nigdy nie pchali się z łapami do wspólnej misy przed innymi, żeby wybrać sobie co smakowitsze kęski.