1 kwietnia 2022 r.

Czy macie menu po angielsku?

Z Z widelcem wśród książek
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Z okazji pierwszego dnia kwietnia chciałbym Wam zaproponować taki oto jadłospis tradycyjnych polskich przysmaków. Inspiracją były autentyczne karty dań z różnych polskich restauracji, które wydrukowano po polsku i po angielsku.


Menu z translatora.png


Jeśli władacie choć trochę językiem angielskim, to pewnie już się uśmialiście. Ale jeśli nie władacie, to nie przejmujcie się; kierownicy tych restauracji też nie władali. Co gorsze, karty dań przełożyli na angielszczyznę używając Tłumacza Google czy innej aplikacji komputerowej, a gotowy wynik wydrukowali nie poprosiwszy nawet o jego sprawdzenie komuś, kto mówi tym językiem. Efekt? Czasem zabawny, czasem niezrozumiały, a czasem wręcz odstręczający zagranicznych gości od jedzenia.

Jeśli chcecie dowiedzieć się, co tak naprawdę mogliby w powyższym menu wyczytać anglojęzyczni turyści i jak do tych wpadek doszło, kliknijcie „Pokaż prawdziwe znaczenia” poniżej. A nawet jak rozumiecie po angielsku, to też kliknijcie, bo dorzuciłem tam garść ciekawostek, których możecie nie znać.


Śledź po japońsku

Serio

Śledź po japońsku to klasyczna peerelowska przystawka, która ma mniej więcej tyle wspólnego z Japonią, co pizza hawajska z Hawajami. Składa się głównie z marynowanego fileta śledziowego owiniętego wokół jajka na twardo. Być może idea zawijania surowej ryby wokół czegoś przywiodła komuś na myśl japońskie roladki maki sushi i stąd nazwa?

W każdym razie automatyczny tłumacz nie poradził sobie ze słowem „śledź”. Uznał bowiem, że to nie gatunek ryby, ale tryb rozkazujący czasownika „śledzić”. Przez to w menu, jako rzekomy angielski odpowiednik „śledzia po japońsku”, pojawiło się polecenie: follow the Japanese, czyli „podążaj za Japończykami”. Lepsze tłumaczenie mogłoby brzmieć: „herring in the Japanese style” czy „Japanese-style herring”, choć to też pewnie niewiele by cudzoziemcom powiedziało, ale być może wzbudziłoby w nich bardziej ciekawość niż wesołość.

Śledzia po japońsku typowo układa się, w iście japońskim stylu, na pierzynce z groszku konserwowego z majonezem oraz dekoruje się plasterkami cebuli i kiszonego ogórka. Połączenie rybnych, kwaśno-słonych i tłustych aromatów czyni z tego przysmaku idealną zakąskę do wódki.

Śledź po japońsku w wykonaniu państwa Stragów
Normatyw surowcowy na 5 porcji:
  • filety śledziowe – 100 g
  • cebula – 100 g
  • jaja (5 szt.) – 250 g
  • majonez – 100 g
  • groszek zielony – 200 g
  • ogórek kwaszony lub świeży – 50 g
  • papryka
  • cukier do smaku
  • ocet 6-procentowy

Jaja ugotować na twardo, obrać. Groszek odcedzić, odsączyć. Cebulę i ogórki pokrajać w krążki. Groszek wymieszać z częścią majonezu i ułożyć z niego podstawę na półmisku lub jednoporcjowo na talerzykach. Jaja owinąć filetami śledziowymi, ustawić na postumencie z groszku. Udekorować krążkami cebuli oprószonej papryką, plastrami ogórka oraz oszprycować majonezem. Porcja potrawy powinna ważyć 100 g, w tym śledź 20 g.

Krystyna Flis, Aleksandra Procner: Technologia gastronomiczna z towaroznawstwem, cz. 3, Warszawa: Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, 2009, s. 88

Pierogi ze szpinakiem i fetą

Paczka amerykańskich mrożonych pierogów z „ziemniakami z spinaczem”

Po zimnej przystawce pora na ciepłą. Co powiecie na pierogi ze szpinakiem i fetą?

Ale moment, z jaką fetą? Chodzi pewnie o grecki ser solankowy, ale automat uznał, że do farszu dodano fetę w znaczeniu „sute przyjęcie”, bo przetłumaczył nazwę dania jako: dumplings with spinach and celebration. Pierogi rzeczywiście kojarzą się z uroczystym biesiadowaniem, choćby dlatego, że są obowiązkowym elementem tradycyjnej wieczerzy wigilijnej (lecz może niekoniecznie ze szpinakowym nadzieniem). Zresztą samo słowo „pieróg” pochodzi od prasłowiańskiego „*pirŭ”, co znaczyło „uczta”. Pierogi są więc potrawą związaną z fetowaniem i celebracją par excellence.

Paczka amerykańskich mrożonych pierogów z „ziemniakami ze spinaczem”

Poza tym, jeśli chodzi o błędy w tłumaczeniu, to mogło być jeszcze gorzej. Tego typu wpadki zdarzają się też w drugą stronę, na przykład anglojęzycznym przedsiębiorcom sprzedającym swoje produkty Polonii amerykańskiej. Jeden z nich dostarczył do supermarketów paczki mrożonych pierogów nadzianych – jeśli wierzyć polskiemu opisowi na etykiecie – „ziemniakami z spinaczem” („szpinak” to po angielsku „spinach”, co rzeczywiście brzmi podobnie do „spinacza”). Miejmy jednak nadzieję, że nikt nie dodaje do pierogów artykułów biurowych.

Przygotowanie pierogów ze szpinakiem i serem feta.
Przepis i zdjęcie pochodzą z bloga kulinarnego Posmakujto.
Składniki:
  • 300 g mąki pszennej (2 szklanki)
  • 200 ml gorącej wody (¾ szklanki)
  • ½ łyżeczki soli
  • 2 łyżki oleju

Farsz:

  • 500 g świeżego szpinaku
  • 100 g sera typu feta
  • 2 ząbki czosnku
  • 2 łyżki oliwy
  • sól, pieprz

Jak zrobić ciasto na pierogi:
Mąkę przesiać do miski, dodać sól, wymieszać. Wlać gorącą wodę i olej, mieszać łyżką aż składniki się połączą. Wówczas przełożyć ciasto na blat i wyrabiać aż będzie gładkie i elastyczne (w razie potrzeby podsypać niewielką ilością mąki). Rozwałkować na podsypanym mąką blacie. Wycinać kółka małą szklanką. […]

Jak zrobić pierogi ze szpinakiem i fetą:
Grube łodyżki oderwać od liści, liście przepłukać. Czosnek obrać i wycisnąć przez praskę. Na patelni rozgrzać oliwę, dodać czosnek, smażyć na niedużym ogniu przez 1 minutę. Dodać szpinak, oprószyć solą i pieprzem. Smażyć aż wszystkie liście zwiędną a woda odparuje. Przełożyć na sito i odstawić do odsączenia i wystygnięcia. […] Wystudzony przełożyć na deskę i pokroić na mniejsze kawałki. Następnie przełożyć do miski, dodać rozdrobnioną między palcami fetę, wymieszać. […] Nakładać farsz, dokładnie zlepiać brzegi i układać na blacie podsypanym mąką. Wrzucać do gotującego się, osolonego wrzątku. Gotować przez 1–2 minuty od momentu wypłynięcia.

Pierogi ze szpinakiem i fetą, w: Posmakujto, 20 marca 2019

Zupa z szyjek rakowych

Carpaccio z rakiem szyjki

Po przystawkach, jak przystało na polski obiad, musi być zupa. Może zatem tradycyjny XIX-wieczny delikates, jakim jest zupa z szyjek rakowych?

Ale tu trzeba uważać. Zdarzało się bowiem, że w angielskich wersjach polskich kart dań zamiast „szyjek rakowych” pojawiał się – uwaga! – „rak szyjki macicy” (cervical cancer). Oto jak takie odkrycie skomentował pewien brytyjski turysta w Poznaniu:

Żadna z moich znajomych nie miała raka szyjki, ale mogę sobie wyobrazić, że gdyby to zobaczył ktoś inny, to mogłoby mu się zrobić bardzo przykro. Jeśli chodzi o mnie, to szybko straciłem apetyt; to tłumaczenie niespecjalnie zachęca, żeby w ogóle cokolwiek zamówić, prawda?
— Owen Durray, cyt. w: Yusuf Bhana: Polish Restaurant Offers Cervical Cancer on Menu Due to Translation Error, w: TranslateMedia, 3 maja 2013, tłum. własne
No one I know has had cervical cancer, but I can imagine that if it had been seen by somebody else, they might have been well upset. As it was, I quickly lost my appetite; the meaning doesn’t exactly encourage you to order anything, does it?

Tekst oryginalny:
No one I know has had cervical cancer, but I can imagine that if it had been seen by somebody else, they might have been well upset. As it was, I quickly lost my appetite; the meaning doesn’t exactly encourage you to order anything, does it?
Zupa rakowata rakowa

Przedstawiciel restauracji tłumaczył się obiecując, że będą musieli sobie porozmawiać ze swoim tłumaczem. Co pewnie należy rozumieć w ten sposób, że kierownik restauracji spróbuje w jakiś sposób nawiązać konwersację z Tłumaczem Google.

Zobaczmy, co tu się wydarzyło. To, co po polsku nazywane jest „szyjką rakową”, to po angielsku „crayfish tail”, czyli dosłownie „ogon raka”. Oczywiście zoolog powiedziałby, że to nie jest ani ogon, ani szyja, tylko odwłok. Problem w tym, że w językach słowiańskich „rakiem” przyjęło się nazywać wszystko to, co w językach zachodnioeuropejskich, w tym w angielszczyźnie, określane jest łacińskim mianem kraba, czyli „cancer” – w tym np. znak Zodiaku, a także nowotwór. Niestety, „szyjka rakowa” i „rak szyjki” może i brzmią podobnie, ale różnica w znaczeniu jest równie duża, jak między tym, co pyszne, i tym, co obrzydliwe.

Zupa rakowata rakowa

Jeśli ta historia Was nie odstraszyła i nadal macie ochotę na zupę rakową, to możecie wypróbować poniższy przepis. Wrzucanie żywych skorupiaków do wrzątku może wydawać się okrutne, ale naprawdę jest to najbardziej humanitarna metoda ich uśmiercania, gdyż wrzątek zabija je natychmiast.

  • 1 l wywaru z drobiu […]
  • 2 kg raków
  • 250 ml śmietany
  • 3–4 łyżki ryżu
  • pęczek koperku
  • 50 g migdałów
  • 2 żółtka
  • sól, pieprz […]

Raki szorujemy szczoteczką i bardzo dokładnie myjemy, wrzucamy je żywe do wrzątku, do którego dajemy sól i koperek. Gotujemy je pod przykryciem 6 minut. W trakcie gotowania raki zmieniają kolor na intensywnie czerwony. Po ugotowaniu i ostudzeniu wyjmujemy z nich mięso. […] Migdały sparzamy wrzątkiem i obieramy ze skórki. Ryż płuczemy, zalewamy wrzątkiem i gotujemy. Gdy jest miękki, odcedzamy go i wrzucamy do wywaru z drobiu. Dodajemy pokrojone mięso z raków, migdały, śmietanę i gotujemy, mieszamy z żółtkami, posiekanym koperkiem i doprawiamy do smaku.

Maciej Kuroń: Kuchnia polska: Kuchnia rzeczypospolitej wielu narodów, Jacek Sanatorski, 2004, s. 210

Dania z kurczaka

Źle się dzieje w tym menu z chińskiej restauracji gdzieś w Polsce.

To oczywiście nie tyle pojedyncza potrawa, co nagłówek całej sekcji jadłospisu. Sęk w tym, że pierwsze słowo tego nagłówka jest w polszczyźnie wieloznaczne, a maszynowemu tłumaczowi najwyraźniej brakło kontekstu, żeby stwierdzić, czy chodzi o potrawy, czy o kraj między Niemcami a Szwecją. Są tu wprawdzie drobne różnice w wymowie („dańa” albo „dańja”) i w pisowni (z małej albo z wielkiej litery), ale w tym wypadku nie miały one znaczenia. Ostateczny efekt był taki, że z karty – zamiast dań z kurczaka (chicken dishes) – anglojęzyczni klienci mogli zamówić „Danię z kurczaka” (Denmark from chicken).

A skoro to już sobie wyjaśniliśmy, to pora na przepis. Wybrałem nie mające nic wspólnego z Danią danie z kurczaka, które ma za to dużo wspólnego z Polską. Jest to bowiem: kurczak po polsku.

Kurczę pieczone po polsku
  • 1 kurczak
  • sól
  • 2 łyżki oleju

Nadzienie:

  • 1 czerstwa kajzerka
  • ½ szklanki mleka
  • wątróbka z kurczaka
  • 1 jajo
  • 1 łyżka masła lub margaryny
  • 1½ łyżki posiekanej natki pietruszki
  • sól, pieprz
Kurczaka opłukać, osuszyć, natrzeć solą i odstawić w chłodne miejsce na 2 godziny. Przyrządzić nadzienie: kajzerką namoczyć w mleku, odcisnąć, zemleć razem z opłukaną wątróbką. […] Żółtko utrzeć z masłem lub margaryną, dodać zmieloną masę, natkę pietruszki oraz ubitą pianę z białka, doprawić solą i pieprzem. Kurczaka wypełnić nadzieniem, spiąć szpilkami lub zaszyć. Przełożyć do brytfanny, polać olejem i piec w nagrzanym piekarniku (200°C) przez 40–45 minut. Podczas pieczenia skrapiać wodą, a następnie utworzonym sosem. Przed podaniem podzielić na porcję, podawać razem z nadzieniem, z ziemniakami i mizerią.
Zofia Surzycka-Mliczewska: Kuchnia polska, Warszawa: Polskie Wydawnictwo Ekonomiczne, 2005, s. 412–413

Kasza z sosem kurkowym

Reklama sosu Cocks's Reading

Jako dodatek do dania z kurczaka proponuję kaszę gryczaną z sosem kurkowym. Jednak i tutaj wkradł się błąd w tłumaczeniu. W angielskiej wersji menu, którą sam widziałem kiedyś na własne oczy w pewnej przydrożnej gospodzie, było to buckwheat with cocks sauce, co można by różnie rozumieć, ale zawsze opacznie.

Starsi Anglicy mogliby skojarzyć tak nazwany kondyment z sosem o nazwie Cocks's Reading Sauce. Nie był to, wbrew pozorom, dodatek mający uprzyjemnić czytanie (reading) o kogutach (cocks), tylko sos rybny, pierwotnie produkowany przez człowieka o nazwisku James Cocks (a później przez jego spadkobierców) w miasteczku Reading (czytaj: „redyn”, nie „ridyn”) w hrabstwie Berkshire. Po raz pierwszy ów sos pojawił się w sklepach w 1802 r. Wyrabiano go ze sfermentowanych sardeli z dodatkiem keczupu z orzechów włoskich, keczupu grzybowego, sosu sojowego, soli, czosnku i ostrej papryczki[1] (zobacz mój dawniejszy wpis na temat wspólnej historii keczupu i sosu rybnego). Wkrótce na rynku pojawiły się podobne sosy, również w buteleczkach z pomarańczową etykietką, takie jak bardziej dziś znany sos Worcestershire (czytaj: „łusty-szer”), z którym wyrób Cocksa musiał przez dziesięciolecia toczyć walkę o klienta. Ostatecznie walkę tę przegrał w 1962 r., kiedy to zaprzestano produkcji sosu z Reading.[2] Chociaż reklamowano go jak doskonały dodatek do „dziczyzny, dzikiego ptactwa, siekanek, rumsztyków i wędlin”,[3] to nie wiadomo nic o tym, by kiedykolwiek polewano nim kaszę.

Które kurki autor jadłospisu mógł mieć na myśli?
Reklama sosu Cocks's Reading

Ale na tym nie koniec, bo ambaras może być jeszcze większy. Angielskie słowo „cock”, którego pierwotne znaczenie to „kogut”, jest bowiem używane także jako wulgarne określenie męskiego członka. „Buckwheat with cocks sauce” można by więc odczytać jako „kaszę z chujowym sosem”. Nota bene skojarzenie samca kury domowej z samczym narządem rozrodczym jest wspólne wielu kulturom. Możliwe, że funkcjonowało także u dawnych Słowian, którzy koguta nazywali „kurem”, a do dziś to genitalne skojarzenie zachowało się w języku bułgarskim (co ciekawe, to samo wtórne znaczenie ma bułgarskie słowo „patka”, pierwotnie oznaczające kaczkę; wywołuje u Bułgarów wesołość za każdym razem, gdy słyszą rosyjski rzeczownik „kuropatka” – po rosyjsku to znaczy „kuropatwa”, a po bułgarsku – „fiutochuj”). Poza tym etymologiczny związek kura z penisem zachował się we wszystkich językach słowiańskich w określeniu kobiety, która penisami zajmuje się zawodowo.

Które kurki autor jadłospisu mógł mieć na myśli?

No ale w karcie dań nie było mowy o sosie z kurów, ale o kurkowym. Słowa „kurek” lub „kurka” też mają wiele znaczeń – takie jak kurek z wodą (po angielsku: „stopcock”), kurek na kościele („weathercock”) itd. Za to jedno znaczenie, które nas tu interesuje, czyli potoczna nazwa pieprznika jadalnego (zobacz mój wcześniejszy wpis o leśnych grzybach), akurat w języku angielskim w żaden sposób z kurami i kogutami się nie łączy. W angielszczyźnie grzyby te znane są pod zapożyczoną z francuskiego nazwą „chanterelle”, więc prawidłowe tłumaczenie nazwy potrawy powinno brzmieć: „buckwheat with chanterelle sauce”.

Kasza gryczana z sosem kurkowym.
Zdjęcie i przepis pochodzą z bloga kulinarnego Trzeci Talerz.
  • 200 g kaszy gryczanej
  • 250 g kurek
  • 3 ząbki czosnku
  • 2 łyżki masła
  • 200 g gęstej śmietany
  • 500 ml wywar z rosołu – bulionu (włoszczyzna, mięso z kością)
  • pieprz, sól
  • 1 czubata łyżka mąki pszennej do zagęszczenia (opcjonalnie)
  • natka pietruszki do dekoracji

Czosnek kroimy w plasterki i chwilkę dusimy go na maśle, po czym dodajemy pokrojone kurki. Dolewamy wywar rosołowy i dusimy na małym ogniu około 30 minut. Zaprawiamy śmietaną, którą można wymieszać z mąką, by sos był bardziej zawiesisty. Dodajemy sól i pieprz do smaku. Gotujemy kilka minut. Kaszę gotujemy w posolonej wodzie […] Podajemy ją polaną sosem i posypaną posiekaną natką pietruszki.

Kasza gryczana z kurkami – kuchnia podkarpacka, w: Trzeci Talerz: Podkarpacki blog kulinarny, 2018

Lody z adwokatem

Lepsze lody z adwokatem niż z radcą prawnym.

Pora na deser – do wyboru: na zimno lub na ciepło. Na zimno proponuję lody z adwokatem. Czyli z likierem jajecznym, znanym też w Polsce pod zapożyczoną z niemczyzny nazwą „ajerkoniak”. Ale jeśli spojrzymy na angielską wersję menu, to okaże się, że razem z lodami, zamiast gęstej, słodkiej, żółtej polewy, dostaniemy… prawnika (ice cream with barrister).

„Adwokat” w znaczeniu „przedstawiciel prawny” pochodzi od łacińskiego wyrażenia „advocatus”, co znaczy: „wezwany na pomoc”. Natomiast „adwokat” w sensie „likier jajeczny” to spolszczenie holenderskiej nazwy „advocaat”. Ale skąd ta się wzięła? Do końca nie wiadomo. Jedna hipoteza mówi, że ajerkoniak był ulubionym napojem holenderskich adwokatów i stąd jego nazwa. Inna, znacznie ciekawsza, choć niekoniecznie bardziej wiarygodna, twierdzi, iż nazwa ta wywodzi się od słowa oznaczającego jajka w jednym z języków, którym posługiwali się rdzenni mieszkańcy Ameryki. Przy czym nie chodzi tu o jajka kurze, ale męskie!

Holenderscy żeglarze, natknąwszy się na ów owoc, dowiedzieli się, że „ahuacatl”, czyli jego nazwa w języku nahuatl, oznacza męskie jądra, gdyż owoce te często rosną dwójkami i wyglądają jak para jąder zwisająca z gałęzi. W swojej złośliwości postanowili powiedzieć ludziom w kraju, że ich nazwa to „avocat”, co brzmiało podobnie do „adwokata”. Stąd mamy napój advocaat, który pierwotnie właśnie z awokado wytwarzali holenderscy osadnicy w Recife.
CB27: The pope's testicles…, w: Quite Interesting, 21 lipca 2008, tłum. własne
When Dutch sailors found this fruit, they found out that “ahuacatl” in the Nahuatl language means “testicles” because they often grew in pairs on the trees and looked like pairs of testicles hanging off the branch. Being cheeky, they decided that they’d tell the people back home that they were called “avocaat”, which was similar to the word for lawyer. Hence we get the drink Advocaat, which was originally made with avocados by Dutch settlers in Recife.

Tekst oryginalny:
When Dutch sailors found this fruit, they found out that “ahuacatl” in the Nahuatl language means “testicles” because they often grew in pairs on the trees and looked like pairs of testicles hanging off the branch. Being cheeky, they decided that they’d tell the people back home that they were called “avocaat”, which was similar to the word for lawyer. Hence we get the drink Advocaat, which was originally made with avocados by Dutch settlers in Recife.
Rebus na straganie z owocami w Santo Domingo: H2O KT = aguacate = awokado („agua” to po hiszpańsku „woda”)

Kiedy Hiszpanie (a nie Holendrzy) podbili Meksyk i odkryli rzeczony owoc, to przyswoili jego nazwę w języku nahuatl, mianowicie „āhuacatl” (czytaj: „aałakatl”), jako bardziej hiszpańsko brzmiące „aguacate”. Francuzi później zapożyczyli ten hiszpański wyraz jako „avocat” (co również oznacza prawnika), a w innych językach europejskich zasymilowano go jako „avocado” bądź „awokado”.

Rebus na straganie z owocami w Santo Domingo: H2O KT = aguacate = awokado („agua” to po hiszpańsku „woda”)

Ale nadal jawi się tu sporo pytań. Co ma awokado do likieru jajecznego? Dlaczego holenderscy osadnicy w brazylijskim Recife robili napój z owocu rosnącego w Meksyku? Co w ogóle robili holenderscy osadnicy w Brazylii? I czy rzeczywiście awokado wzięło swoją nazwę od jąder?

Zacznijmy od tego ostatniego. Czy to prawda? Oczywiście! Tak samo jak to, że polskie słowo „jajka” wzięło się z tego, że żeńskie gamety u kur wyglądają podobnie do męskich gonad u ludzi. Albo to, że w języku angielskim na orzechy mówi się „nuts”, co dosłownie znaczy „jądra”. Czyli niby tak, ale jednak na odwrót. Tak naprawdę, to pierwotnym znaczeniem słowa „āhuacatl” w języku nahuatl (czyli w mowie Azteków) było awokado, choć możliwe, że potocznie Aztekowie mówili tak również na jajka. To znaczy na jądra.[4]

Jeśli chodzi o holenderskie osadnictwo w Brazylii, to ma ono dość długą historię. W pierwszej połowie XVII w. północno-wschodnie wybrzeże Brazylii było holenderską kolonią, noszącą raczej mało kreatywną nazwę „Nowa Holandia”. Jej stolicą było miasto Mauritsstad, czyli dzisiejsze Recife, które jest teraz siedzibą brazylijskiego stanu Pernambuco. Migracja Holendrów do Brazylii nie ustała nawet po tym, jak Portugalczycy odzyskali kontrolę nad Recife w 1654 r., i trwała aż do XX w.

Jajko i awokado to praktycznie to samo.

Tym, co do Pernambuco ciągnęło zarówno Holendrów, jak i Portugalczyków, były rozległe plantacje trzciny cukrowej (uprawiane przez niewolników z Afryki). Cukier i rum – oba wyrabiane z trzciny – stanowią dwa z trzech składników adwokata. Ale co z trzecim? Jeśli wierzyć niektórym źródłom, jak The Oxford Companion to Sugar and Sweets, to pierwotnie tym trzecim składnikiem było awokado i to od niego adwokat wziął swoją nazwę. Awokado, choć pochodzi z Meksyku, to z początkiem XIX w. zostało sprowadzone do Brazylii i jest tam uprawiane do dziś.[5] Możliwe zatem, że ktoś w Brazylii wziął pulpę z awokado, wymieszał ją z rumem i z cukrem, i stworzył w ten sposób słodki i gęsty napój alkoholowy, który bardzo zasmakował najpierw brazylijskim Holendrom, a później ich pobratymcom w Niderlandach. Aż wreszcie, próbując odtworzyć ów przysmak w warunkach europejskich – a więc bez awokado, które w Europie nie rośnie – jakiś Holender zastąpił ten owoc żółtkami.[6] Kolor oczywiście był inny, ale konsystencja i tekstura napoju – dość podobne. No dobrze, ale czy tak faktycznie było? Moim zdaniem hipoteza jest raczej naciągana, choć dobry adwokat mógłby ją pewnie wybronić.

Jajko i awokado to praktycznie to samo.

Ale nie, czekajcie, dzisiaj jest prima aprilis, więc co tam – stuprocentowo potwierdzona prawda!

Żeby przyrządzić lody z adwokatem, w zasadzie wystarczy kupić kubełek lodów i polać je adwokatem. Ale jeśli macie ochotę na coś nieco ambitniejszego, to oto przepis na domowe lody o smaku adwokatowym.

Lody budyniowo-adwokatowe
Przepis i zdjęcie pochodzą z bloga kulinarnego Smakołyki Asi.
  • 300 ml mleka
  • 4 czubate łyżki mleka w proszku
  • 5 łyżek cukru
  • 1 łyżka mąki kukurydzianej
  • 500 ml śmietanki 30%
  • 100 ml Adwocaat Dalkowski
  • płatki migdałów do posypania
  • Advocaat Dalkowski do polania

Mleko w proszku i cukier wymieszać, wlać 200 ml mleka i zagotować. Pozostałe mleko wymieszać z mąką kukurydzianą, wlać na gotujące się mleko i ugotować budyń. Przykryć folią i ostudzić. Schłodzoną śmietankę ubić. Cały czas ucierając, dodawać po łyżce budyniu, na koniec wlać cienkim strumieniem adwokat. Masę przelać do pojemnika do zamrażania i włożyć do zamrażarki przynajmniej na kilka godzin. Co godzinę dokładnie przemieszać lody widelcem, aby nie pojawiły się kryształki lodu. Gotowe lody nakładać do miseczek, polać odrobiną adwokata i posypać płatkami migdałowymi.

Lody adwokatowe, w: Smakołyki Asi, 18 marca 2022

Jabłko w cieście winnym

Niewinny błąd, ale winne ciasto

A teraz słodkie na ciepło. Ale okazuje się, że i tutaj przydałby się adwokat, bowiem – według anglojęzycznej karty dań – na deser mamy ciasto jabłkowe, które uznano winnym (apple pie guilty). Nie wiemy wprawdzie, co takiego to ciasto zrobiło i na czym polega jego bardzo wielka wina. Zdaje się jednak, że prawdziwym winowajcą jest kierownik restauracji, który chciał zaoszczędzić na tłumaczeniu i zdecydował się na przekład maszynowy. A maszyna nie poradziła sobie z przymiotnikiem „winny”, który może pochodzić zarówno od „winy”, jak i od „wina”.

Dodatkową komplikację zafundowało dość wieloznaczne polskie słowo „ciasto”. Może ono oznaczać zarówno gotowy wypiek, który anglofoni nazwaliby „cake” albo „pie” (w zależności do tego, czy ma nadzienie, czy nie), ale może też określać surową mieszaninę mąki z wodą – czyli coś, co po angielsku nazywa się „dough” albo „batter” (w zależności od tego, czy jest gęste – jak ciasto na chleb – czy też rzadkie – jak na naleśniki).

W tym wypadku chodziło o kawałki jabłka w cieście winnym, czyli maczane w rzadkim cieście z dodatkiem wina, a następnie smażone. Po angielsku nie jest to zatem ani „pie”, ani tym bardziej „guilty”. Lepsze tłumaczenie brzmiałoby: „apple fritters in wine batter”.

A oto przepis na tę ostatnią z naszych źle przetłumaczonych potraw.

Jabłka w cieście winnym.
Przepis i zdjęcie pochodzą z bloga kulinarnego Doradca Smaku.
  • jabłka – 1 kg
  • jajko – 2 szt
  • mąka – 1 szklanka
  • wino białe – 0,5 szklanki
  • sól do smaku
  • cukier puder do dekoracji
  • tłuszcz do smażenia
  • cukier – 1 łyżka

Jabłka obrać ze skórki, usunąć gniazda nasienne, pokroić w okrągłe plastry. Jajka wlać do miski, mąkę przesiać, dodawać stopniowo do jaj na przemian z winem ubijając mikserem. Dodać szczyptę soli i łyżkę cukru. Na patelni rozgrzać tłuszcz, zanurzać cząstki jabłek w cieście i zrumienić. Usmażone jabłka układać na talerzu, posypać cukrem pudrem.

Renataz-Et: Jabłka w cieście z winem, w: Doradca Smaku

Przypisy

  1. T.A.B. Corley: The Celebrated Reading Sauce: Charles Cocks & Co. Ltd. 1789–1962, w: Berkshire Archaeological Journal, 70, 1979–80, s. 101
  2. Reading Sauce, w: Glyn Hughes: Foods of England
  3. Sauce, w: Stuart Hylton: A–Z of Reading: Places–People–History, Amberley Publishing Limited, 2017, ilustracja
  4. Magnus Pharao Hansen: No Snopes.com, the word guacamole does not come from the Nahuatl word for "ground testicles or avocados", w: Nahuatl Studies, 10 lutego 2016
  5. Bruce A. Schaffer, B. Nigel Wolstenholme, Antony William Whiley: The Avocado: Botany, Production and Uses, CAB International, 2013, s. 18
  6. Darra Goldstein: The Oxford Companion to Sugar and Sweets, Oxford University Press, 2015, s. 236


◀️ Poprzedni wpis 📜 Spis wpisów Następny wpis ▶️
⏮️ Pierwszy wpis 🎲 Losowy wpis Najnowszy wpis ⏭️