I tu zaszła niespodzianka: ta sama polska szlachta -- która dopiero co uchwaliła akt konfederacji warszawskiej, ustanawiający w Polsce tolerancję religijną i obiecujący, że szlachcice nie będą mordować się nawzajem z powodu różnic wyznaniowych -- wybrała na swojego monarchę francuskiego królewicza, który był jednym z głównych prowodyrów Nocy św. Bartłomieja. Wiadomość o jego wyborze na króla Sarmatów zastała Henryka akurat podczas oblężenia hugenockiej twierdzy.
W podróż do swojego nowego królestwa wyruszył na początku listopada 1573 r., pod koniec stycznia przekroczył polską granicę w Międzyrzeczu, a w połowie lutego dotarł do Krakowa. Podróż króla elekta i jego francuskiego dworu przypadła więc na mroźną polską zimę, która nie sprawiła na ciepłolubnych przybyszach najlepszego pierwszego wrażenia. Polaków z kolei szokował wygląd i zachowanie króla -- odzianego w szerokie kryzy i koronki, umalowanego i wypachnionego, obwieszonego klejnotami i perłowymi kolczykami, chętnie tańczącego wyuzdaną woltę i tracącego ogromne sumy na grze w karty. Podobnie zresztą przedstawiali się jego najbardziej zaufani, barwnie ubrani dworzanie -- których Henryk pieszczotliwie nazywał swoimi minionkami (''les mignons'') -- powszechnie podejrzewani o pełnienie także funkcji królewskich kochanków. Co gorsze, zrażony ograniczeniami, jakie na władzę monarszą nakładał polski ustrój demokracji szlacheckiej, Henryk raczej stronił od nużących go obowiązków głowy państwa, spędzając większość czasu na drzemkach, tańczeniu wolty (uważanej w Polsce za taniec szczególnie wyuzdany), przegrywaniu ogromnych sum w karty oraz pisaniu listów do Francji. Stronił też od pięćdziesięcioletniej i nienajurodziwszej królewny Anny Jagiellonki, ostatniej niewydanej jeszcze za mąż córki Bony i Zygmunta, mimo iż senatorowie oczekiwali od króla, że się polskiej infantce oświadczy.