Zmiany

Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania

Z wizytą w Soplicowie: Śniadanie u Sędziego

Dodane 30 bajtów, 16:23, 22 gru 2018
Zastępowanie tekstu - " r." na " r."
Soplicowski jadłospis – jak i tradycyjna kuchnia polska w ogóle – jest ściśle sezonowy. To, co trafia na stół danego dnia, zależy, po pierwsze, od tego, co o danej porze roku akurat jest dostępne, lub co dało się wcześniej zakonserwować poprzez solenie, wędzenie, kiszenie, marynowanie czy kandyzowanie. A po drugie, na tę naturalną sezonowość nakłada się katolicki rok liturgiczny ze swoim cyklem świątecznych uczt i surowo przestrzeganych postów.
Dlatego nie bez znaczenia jest, kiedy dokładnie rozgrywa się akcja ''Pana Tadeusza''. Fabuła ksiąg I–X toczy się w ciągu pięciu dni pod koniec lata 1811  r. – od przyjazdu Tadeusza do Soplicowa w piątek wieczorem do (uwaga, spojler!) śmierci księdza Robaka w nocy z wtorku na środę. Dni tygodnia znamy stąd, że w trzecim dniu fabuły „chłopy [...] po rannej mszy z kaplicy, że była niedziela, zabawić się i wypić przyszli do Jankiela” (IV 221–222). Wiedząc też, że w nocy z poniedziałku na wtorek „garściami spada blask miesiąca” (VIII 608), i znając fazy księżyca w 1811  r., możemy wyliczyć, że były to dni 30 sierpnia – 3 września; te daty zgadzają się też z okresem, kiedy „nowy gość, dostrzeżony niedawno na niebie: [...] kometa pierwszej wielkości i mocy” (VIII 108–109), czyli kometa C/1811 F1, zaczął być łatwo dostrzegalny z Ziemi. Później następuje kilkumiesięczny przeskok: akcja dwóch ostatnich ksiąg rozgrywa się w ciągu dwóch dni wiosny następnego roku – z których drugi to „uroczysty dzień Najświętszej Panny Kwietnej” (XI 154–155), czyli uroczystość Zwiastowania, a więc 25 marca (który w 1812  r. wypadł w sobotę).
[[File:PT.png|thumb|center|500px|Rozpiska posiłków i ważniejszych wydarzeń pierwszych pięciu ksiąg ''Pana Tadeusza''. Godziny w większości przybliżone. Niedzielny obiad nie jest w poemacie wspomniany, ale można domniemywać, że się odbył.]]
}}
Kumpia, z kolei, to po prostu regionalna nazwa wędzonej szynki (z litewskiego ''kumpis'', „szynka”). Jest to jedyna potrawa z wieprzowiny, która pojawia się na soplicowskim stole. Jak już pisałem w [[Co nam dała bitwa pod Wiedniem?|poprzednim wpisie]], szlachta brzydziła się tym, co rośnie lub żyje w ziemi – w tym także taplającą się i ryjącą w błocie trzodą chlewną. Kabany (czyli wieprze – to, z czego robi się kabanosy) i prosięta pojawiają się w ''Panu Tadeuszu'' znacznie rzadziej niż bydło rogate, owce, króliki czy gęsi. Nie licząc najlepszych i starannie uwędzonych części świni, wieprzowina była uważana za coś dobrego tylko dla chłopów i Niemców. Skojarzenie świniny z Prusakami – jednoznacznie pogardliwe – możemy znaleźć i w ''Panu Tadeuszu'', w relacji Bartka Dobrzyńskiego z powstania w Wielkopolsce w 1794  r.: „Nuż landratom tłuc w karki, z hofratów drzeć schaby” (VII 50).
Przepis, jak dobrze uwędzić szynkę, znajdziemy w ''Kucharzu doskonałym'' Wojciecha Wielądki – drugiej najstarszej wydanej drukiem polskiej książki kucharskiej. Jej tytuł pojawia się zresztą w ''Panu Tadeuszu'', choć Mickiewiczowi ewidentnie myli się ta książka ze starszym o stulecie dziełem Stanisława Czernieckiego pt. ''Compendium ferculorum''.
{{Cytat
| Smaczne kucharskie ustępy, iak np. bigosy, zraziki, kotlety, naleśniki, lekkoduchy [''vols-au-vent''?], zawijanki, móżdżki, zwierzyna i owoce; składają śniadanie lekkie i pożywne.
| źródło = ''[https://polona.pl/item/motyl-1828-nr-23-8-sierpnia,NDcyNjU3NDE/1/ Traktat o śniadaniu,] Motyl'', nr 23, Warszawa, 8 sierpnia 1828  r., s. 66
}}
}}
No dobrze, ale jakiemu piwu? To, z którego przyrządzano śniadaniową polewkę w pierwszej połowie XIX w., z pewnością nie przypominało dzisiejszych lagerów. Pierwsze złociste piwo dolnej fermentacji podobne do tych, które można dziś znaleźć na półkach sklepowych na całym świecie, uwarzył Josef Groll w Pilznie dopiero w 1842  r. Grzane piwo podane w Soplicowie było zapewne ciemne, mętne i o niskiej zawartości alkoholu. Było pewnie doprawiane chmielem (który zresztą uprawiano w Soplicowie), ale mniej gorzkie niż typowe dzisiejsze piwa. Mimo sporej rozmaitości przepisów na gramatkę, jedno jest pewne – była to potrawa przyrządzana na słodko.
W mojej interpretacji postanowiłem zmieszać piwa dwóch różnych stylów – porter bałtycki i jasne piwo pszeniczne (tego drugiego o połowę mniej). Niektóre proporcje nieco zmodyfikowałem: na półtora litra piwa użyłem czterech żółtek, ok. 150 g śmietany i jednej łyżki cukru. Skórka starta z całej pomarańczy okazała się przesadą; wystarczyłaby pewnie ćwierć tego. Do tego pokroiłem 250 g półtłustego twarogu (chudy pewnie też by się nadał) i cztery cienkie kromki żytniego chleba (użyłem świeżego, ale następnym razem zrobiłbym z niego grzanki, okroiwszy skórki). Nie miałem w domu wanilii, więc dodałem jedną kropelkę olejku waniliowego. Wyszło z tego porcji na co najmniej cztery osoby.

Menu nawigacyjne